Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

— Posłuchaj: właśnie Kurdesz jest głównym wierzycielem, jeśli jego nie uśpimy, za nim rzucą się wszyscy.
— Ale cóż z tym starym wędrzygą począć?
— Hm, gdybyś się starał o jego córkę?
— Jużciż zdaje mi się, — rzekł oburzony Sylwan — że coś przecie lepszego znaleźć mogę!
— I ja tak sądzę — ale starać się, zaręczyć nawet, a ożenić się, całkiem rzecz inna. Potrzeba, żebyś się starał, nawet z pozwoleniem i wiedzą moją, ale do ożenienia nie przyjdzie, a zyskamy na czasie.
— Samo staranie się jest upokarzające, — odezwał się Sylwan — zwłaszcza po tem, co zaszło.
— Ale cóż zaszło? — podchwycił stary, bledniejąc.
Sylwan poprostu, otwarcie opowiedział wszystko, aż do próby przekupienia Brzozosi, nie szczędząc szyderstw i obelg domkowi szlachcica.
— Ba! — wysłuchawszy, rzekł stary — to jeszcze nic: wszystko to w korzyść się obrócić może; powiesz, że twoja miłość tak jest silna et caetera, że mi padłeś do nóg, że ja musiałem zezwolić. Stary, że to kuta sztuka, przyjedzie mnie spytać: ja potwierdzę. Przeciągnie się staranie, a gdy zyskamy folgę, może się znajdzie jaki inny ratunek, i tu zerwiemy. Zdaje mi się, że trochę się poumizgać nie powinno ci być ciężko?
Okropny uśmiech chorego tym słowom towarzyszył: iskrzącemi oczyma badawczo spojrzał na syna. Ten właśnie z wielką precyzją ślinił i obcinał cygaro, zadumany, wykrzywiając usta (niewiadomo z powodu wniosku czy cygar) i, zapaliwszy hawannę, odpowiedział:
— Wszystko to, hrabio, pozwól sobie powiedzieć, trąci szalbierstwem.
— A! jeśliś taki skrupulatny, — zawołał hrabia żywiej — no, to panna ma więcej trzechkroć choć w perkaliku chodzi; to znaczy tyle, co posag twej matki, a dziś nasz cały majątek nie wyniesie trzechkroć, więc się sobie z nią ożeń.