Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

niędzy i artykułów, pracować nad redakcją, to jest: układać okładki, przedmowy, noty i bilety prenumeracyjne, a zabierać dochody.
Ile razy chciał co napisać sam, chociażby notę lub przedmówkę, myśli sobie gdzieś pożyczał, rozwałkował ją i podlał swoją zarozumiałością, osolił konceptem wykradzionym i potrawa była gotowa.
Jednem słowem, był to Don Kiszot literacki.
Literat ten wszedł na salon poważnie i raźnie, wypowiedział kilka słów francuskich, które umiał, począł się śmiać i podrygiwać, udając salonowicza, jak aktor na wiejskim teatrze i natychmiast z wielką admiracją Cielęcewicza przemówił z trójnoga o swojej misji wydawcy! Nie przeszkadzało mu to jednak słodko oczu zawracać do hrabiny i do Cesi. Niestety, aureola jego zbyt małym świeciła blaskiem i kobiety więcej spoglądały na lakierowane jego buty, niż na promienne czoło.
— Przyjechałem z powinszowaniem — odezwał się po chwilce.
— Komu i czego? — spytała Cesia.
— Wszystkim państwu, tej tak niespodzianej, olbrzymiej sukcesji, o której w tej chwili wszędzie mowa...
— Sukcesji! — podchwycił hrabia łakomie — nam! Ale my o tem nic nie wiemy.
— Jakto? miałbym być pierwszym zwiastunem tej wieści złocistej?
— Ale cóż to jest? co to jest, proszę pana, któż to panu mówił? Co to za spadek? po kim? gdzie? — zawołali, otaczając go wszyscy razem.
I zgiełk się zrobił w salonie, bo co to wieść o sukcesji, o skarbach, na które się nie pracowało!
— Wszakże, jeśli hrabia Dendera żonaty był w Paryżu z córką bankiera Petit, zapewne ojciec pański (obrócił się do starego), to na pana hrabiego spada po bezdzietnym synu jego tych kilka miljonów franków, te domy i...
Hrabia upadł na krzesło, Sylwan do krwi zaciął