Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

wałki o artyzmie, o egzekucji, o pustyni Dawida — i t. d., i t. d...
Wszystko to szybko, niezgrabnie, ale efektownie przesuwał przed milczącym Wacławem, śpiesznie, gwałtownie, sądząc, że go tą fanfaronadą oczaruje i olśni. Niestety! łatwo jest poznać farbowane lisy: fałsz widać przez pożyczane pióra i byleś je żywiej potrącił, polecą garściami, a zresztą kto głupi z urodzenia, temu żadne naukowe smarowania powierzchu na to kalectwo nie pomogą.
Tak i tu się stało; przecież literat-estetyk-wydawca nie zważał, że pożądanego celu nie dosięga, nie mogąc przypuścić, żeby admiracji nie wzbudził. Co chwila wpadał on na swe mniemane teorje, na swe pojęcia nowe i prędko dodawał:
— Ale nie czas tu rozwijać pomysły moje (!): pracuję nad obrobieniem ich, będę miał zaszczyt u pana w domu...
Lub:
— Teorje, o których tu napomykam, myślę wkrótce obszerniej rozwinione rzucić na świat, Nie taję, że ich nowość i, śmiem sobie pochlebiać, oryginalność musi wywołać opozycję, krytykę, ale to los wszystkich śmiałych nowości (!); jestem do tego przygotowany, wiem, że cierń czeka zbolałą skroń moją!
Najpocieszniejszem było, że to, co ten jegomość podawał za tak oryginalne, za nowe, było oklepanym, wywłóczonym już po tysiącu dzieł i dzienników truizmem, jak to Anglicy zowią; ale niezmieszany Hołobok, mając wszystkich za takich bałamutów, jak sam był, śmiało sobie ruszał dalej, pewien, że wszystkich odurzy, zaczmuci, że się nikt na nim nie pozna, a ci co zrozumieją jego szarlatanerje, nie odważą się o nich wyrzec głośno, obawiając się Dwumiesięcznika i Trzytygodnika.
Wacław słuchał, zdziwiony tylko zuchwalstwem, wielomówmością odurzony, nie mogąc pojąć, co znaczy ten popis tak pracowity. Tymczasem każde jego słówko chwytał pan Maurycy i usiłował je, by się