Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

go się spodziewała oddawna, że spojrzeniem tylko i uściśnieniem dłoni mu odpowiedziała; gdy i ciekawa ciwunówna wpadła nagle, a poznawszy, co się święci, jak oparzona cofnęła się nazad pod jakimś pozorem do sieni, powtarzając nieustannie:
— Chwała Bogu, oświadczył się! chwała Bogu! jak Boga kocham, oświadczył się! Otóż jak mówiłam, tak się stało... stało się... oświadczył się...
Tak sypiąc wyrazami bez związku, ani się spostrzegła jak nos w nos spotkała się ze starym, którego dość mocno w ramię uderzyła.
— Co to ci, panno ciwunówno? — spytał Kurdesz.
— A to pan! Już! już! — zawołała, głos zniżając, ale tak jednak, że ją w całym domu słychać było — już! już! jak Boga kocham już!
— Co już?
— Oświadczył się.
— Kto? co? komu? o co?
— A! nie udawajże, rotmistrzu, nie niecierpliw mnie; któż, jeśli nie Wacław?
— Komu, pannie ciwunównie?
— Ale, panie rotmistrzu, dajże mi pokój! Cóż to pleciesz! Frani! Frani! Chodź! chodź!
I pociągnęła starego do pokoju za sobą co najrychlej, bojąc się jeszcze, by jej narzeczony nie uciekł.
Rotmistrz wszedł prawie przez nią wepchnięty, trochę sam niespokojny, szepcąc Zdrowaś Marja, które zwykł był pocichu i mentalnie we wszystkich ważniejszych życia okolicznościach odmawiać.
Zastał Franię u krosien schyloną, oblaną rumieńcem, ponsową i pomieszaną, Wacława przy niej rozrzewnionego, z uśmiechem na ustach i całującego podaną mu rękę. Ujrzawszy wchodzącego starca, Wacław się podniósł i postąpił ku niemu.
Brzozosia, tylko głowę pokazawszy, bojąc się spłoszyć swą przytomnością formalne oświadczenie, usunęła się nazad i stanęła na warcie u dziurki od klucza.
— Szanowny rotmistrzu, — odezwał się Wacław — pozwól mi dziś podziękować sobie za to zaufa-