Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

gółowy opis tej wyprawy na później i teraz dopiero dajemy go czytelnikom.
Sylwan miał się, oprócz innych niezliczonych przymiotów, za bardzo zręcznego intryganta, za człowieka, co myśl raz powziętą spełnić potrafi bądź to bądź; jego zabiegi około Frani wcale go z błędu nie wywiodły. Dziewczę proste, głupiuchne, niewinne, wychowane na wsi, ani się liczyło tu nawet i Sylwan miał się za słusznie ukaranego za to, że się ku niej zniżył. W tym światku musiał go spotkać zawód, bo sfera nie była mu właściwa, wyobrażenia inne, ludzie obcy, ale na świecie wyższym, wśród swoich nie wątpił, że zaćmi wszystkich i zwycięstwo otrzyma. Żaden rycerz na wyprawę krzyżową tak się starannie nie wybierał, jak on na tę małżeńską wycieczkę.
Z zimną krwią gotując się zwyciężyć (a broń Boże nie zginąć), począł od wyrobienia sobie paszportu, metryki, świadectwa, że nie był żonaty, papierów, poświadczających stan majątkowy ojca (w których ani o konfiskacie klucza Słomnickiego, ani o wydziale Palnika dla Wacława wzmianki nie było); uzbroił się w tysiąc dukatów, które stanowiły stawkę gry, w koczyk nowy wiedeński, kamerdynera z wąsami blond i z pierścieniem ogromnym na palcu, w przepyszną toaletę i elegancje męskie, umyślnie wypisane z Odesy, lokaika, kucharza, cztery konie najpiękniejsze, jakie w stadzie się znalazły, uprząż wiedeńską, kupioną u rotmistrza Powały i t. d., i t. d. Dowodem być może, z jaką przebiegłością na wszystko, co go spotkać mogło, przygotowywał się Sylwan, że nawet w wyborze bibljoteczki podróżnej miał wzgląd na różne odcienia opinji, o jakie się mógł otrzeć w tej wyprawie. Był w niej oddział gorąco-katolicki na wypadek, gdyby panna należała do czytelniczek l’Univers lub zwolennic ks. Lacordaira; było kilkanaście prób literatury szalonej, jeśliby trafił na jaką Cardoville; był Michelet i Quinet dla filozofki, była pani Sand dla zapalonych główek, było i kilku krajowców w odwodzie, jeśliby, czego się