Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

nie spodziewał Sylwan, panna lubiła literaturę domorosłą. Książki te zkolei miały występować na stoliczku jego i nadawać mu potrzebny koloryt harmonijny, z barwą domu zgodny. Inne zapasy z równą starannością obrachowane zostały, gdyż Sylwan zgóry sobie zapowiedział, że się ożenić musi i że rolę, jakiej ożenienie wymagać po nim będzie, odegra. Nie popisywał się jednak przed nikim z temi środkami pomocniczemi, ażeby nie wydać się z tem, że samemu sobie mało ufa i czuje ich potrzebę; jeden ojciec zobaczył zdala bagaże i uśmiechnął się do siebie, zacierając ręce:
— Krew Denderów nie kłamie! cha, cha! zuch mi chłopiec, zuch: da sobie rady, spryt szczególny!
Jednakże nie wydał się z tem ojciec, że widział wszystko, a w przeddzień wyjazdu tylko uczul potrzebę rodzicielskich rad na drogę udzielić.
— Mój kochany hrabio! — rzekł, gdy oba w pokoju starego zasiedli. — Samiśmy, pomówmy sercem otwartem, szczerze, bez obwijadeł... Dorosłeś, nie jesteś dziecko, możemy być z sobą nie jak syn z ojcem, ale jak przyjaciel z przyjacielem... Nie mam dla ciebie tajemnic, ty ich dla mnie mieć nie powinieneś...
— To też ich nie mam — odparł Sylwan, wyciągając się na kanapie zupełnie po przyjacielsku — i mówię otwarcie, że jadę się żenić, a żenić nieinaczej, jak bogato: powrócę miljonowym!
— To cel! Nie spuszczaj że go z oka i wszystko do niego zastosuj! — poważnie, po mentorsku dodał stary. — Odrazu potrzeba ci się rzucić w jak największy świat, ku czemu posłuży kilka znajomości i listów moich... Nie głoś wcale, że masz ochotę się żenić: nic tak nie odstręcza, jak podobne wyznanie; owszem, mów przy zdarzonej zręczności, że ojciec jest przeciwny wczesnemu twemu postanowieniu, że ma projekta na ciebie... Zręcznie wyliczaj majątki, syp złotem, gdzie potrzeba, ale nie bądź rozrzutny.