Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/312

Ta strona została skorygowana.

Nazywaj mnie skąpcem i daj się domyśleć, że sam masz żyłkę do tego...
— Ale, kochany hrabio! — przerwał zniecierpliwiony Sylwan — proszę mi wierzyć, że sobie dać rady potrafię... Nie jestem dziecko: plan mam gotowy...
I uśmiechnął się zawczasu zwycięsko.
— Ja nie wątpię, że sobie poradzisz we wszelkim wypadku, — rzekł stary Dendera — przecież ojcowskie życzliwe przestrogi także się na coś przydać ci mogą, wierz mi, mój kochany!
Sylwan zamilkł, ale wyraz jego twarzy zdawał się powiadać, że nikt w świecie skuteczniej mu nad niego samego nie poradzi.
— Co się tyczy majątku — mówił dalej Zygmunt-August — potrzeba być jak najostrożniejszym... Ludzie się stroją w miljony fałszywe, jak kobiety w podrabiane brylanty: nie ich samych, ale jubilerów pytać o nie potrzeba...
— Znajdziemy i jubilerów — rzekł, uśmiechając się i gładząc wąsika, Sylwan.
— Na mniej jak ostatecznie pół miljona, nie daję ci błogosławieństwa — dokończył stary. — Młody człowiek, taki jak ty, daleko więcej wziąć powinien...
— Ja się też półmiljonem zadowalniać nie myślę, chybabym się zakochał! — wykrzyknął Sylwan.
— Nie spodziewam się, żebyś zrobił to głupstwo — rzekł ojciec. — Zostaw to na później lub obróć, jak chcesz, sentyment, ale go do małżeństwa nie mieszaj... Najlepsze stadła tworzą się rachubą, wierzaj mi; najgorsze klei miłość, to dziś pewnik z przeszłości wzięty. Głupi tylko sentymentaliści trzymają inaczej.
— Byleby pieniądz! — dodał młody. — Wszystko zaś sobie na tym zepsutym świecie kupić można.
— Nawet poczciwość! — rzekł stary. — Znałem łotrów, co rozbijali całe życie, ale że im szczęście sprzyjało, na pogrzebie stawiono ich za wzory cnoty i poświęcenia. Pan X., naprzykład, co miljony na