Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

podradach zrobił, nazywał się dobroczyńcą kraju; Pan F., co procesami wypieniał wsi kilkanaście, jedną z najpotężniejszych inteligencyj praktycznych naszych czasów; pan M., co zgniłe sukna swoich fabryk prowadził na targi, twórcą krajowego przemysłu, i t. p.
Sylwan niebardzo słuchał, podśpiewywał, ale ojciec troskliwy wciąż mu w tym rodzaju naukę moralną kładł w uszy; nareszcie przyszli do szczegółów wyboru, a gdy się okazało, że młode hrabię o niczem nie zapomniało, co tylko do osiągnienia wielkiego celu posłużyć mogło: stary Zygmunt-August Dendera z radością uściskał godnego swojego następcę.
Nazajutrz rano stanęły ekwipaże przed mieszkaniem Sylwana: koczyk jak z igły, szarabanik prześliczny, konie jak lalki, uprząż choć do miasta; i nic nie było do zarzucenia, chyba zbytek staranności temu przyborowi konkurenta. Wszystko w nim zdradzało człowieka wielkiego majątku, przywykłego do wygód, nie oglądającego się na wydatek i umiejącego w najmniejszej rzeczy dowieść wrodzonego, wyssanego z mlekiem smaku... Sylwan uśmiechał się do przyszłości i napędzał tylko ludzi, by co najprędzej rozpocząć tę pogoń za miljonami, która go do celu upragnionego, do żywota próżniaczego, do zbytków i przepychu, do wesołego użycia młodości doprowadzić miała...
Już konie stały zaprzężone, już się nawet żegnać miano i hrabina Eugenja przygotowywała łzy, które na rozkaz wytrysnąć miały, gdy prawie jednocześnie dwa powozy wsunęły się na pałacowy dziedziniec.
W jednym z nich poznano przybywającego Wacława, który chciał przed odjazdem Sylwana pożegnać, w drugim siedział hrabia Walski, rzadki gość w Denderowie. Zapewne go sobie czytelnicy nasi przypominają z nauk, jakie dawał Sylwanowi, kiedy się ten jeszcze pełen nadziei kręcił około Frani. Nie wiedząc o jego potajemnem ożenieniu z panną Strzem-