Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

mi, jak chciała Cesia, ale to był początek dopiero. Sylwan się śpieszył i wybierał, potrzeba było powrócić do salonu dla samej przyzwoitości, choć wyjazd brata wcale nie trapił siostry.


Gdy się to dzieje w oranżeryjce, hrabia Walski, po śniadaniu, wziąwszy pod rękę Sylwana, wyszedł z nim do przyległego gabinetu. A że z sobą byli dobrze, bo przybyły nie przypuszczał w przyjacielu zepsucia, jakie go toczyło, Sylwan zaś rad był na stopie poufałości żyć z człowiekiem, którego wyższość czuł instynktowo, wprędce przyszło do zwierzeń.
Na zapytanie dokąd i w jakim jedzie celu, Sylwan schylił się do ucha hrabiego i szepnął mu:
— Nie mów nikomu, ale mi to życie kawalerskie obrzydło: myślę się żenić.
— Tak prędko? — zapytał Walski — a owa Frania?
— Tam mnie ubiegł kuzynek — rzekł, wskazując Wacława, Sylwan — i bardzo mu za to wdzięczen jestem: nie było w tem sensu, a mógł być kłopot wielki; miałeś słuszność!
— Uznałeś przecie, żem ci dobrze radził? — smutnie odezwał się hrabia.
— I twoje rady wiele wpłynęły na moje postępowanie, — przerwał Sylwan — ochłodłem, pomiarkowałem się: ciągnęli mnie, alem odstąpił, a pana Wacława złapali i tak go obmotali, że się żeni.
— Widzisz, — szepnął przyjaciel nie bez trochy dumy, że rada jego była trafna — przepowiadałem ci, że mogłeś wpaść w matnię i skończyć ożenieniem napozór lekkie miłostki. Spowiadajże mi się szczerze z tej myśli ożenienia, z którą wyjeżdżasz.
— Poprostu znudził mnie Denderów, okolica, pustka mego kawalerskiego pokoiku, której garderobiane mojej matki zaludnić nie mogą; chcę poszukać, zakochać się może i ożenić.