Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

Nie przyznawał się wcale do rachuby, z jaką z domu wyjeżdżał, ale Walski musiał ją przeczuć.
— Trochę mam doświadczenia, — rzekł, wzdychając — znowu ci dam radę, Sylwanie: nie śpiesz się, nie śpiesz. Zrób projekt dopiero, gdy ci serce uderzy żywo, albo gdy bić już przestanie i zimną tylko rachubą będziesz się mógł pokierować. Jedziesz z głową nabitą ożenieniem; możesz znowu wpaść na wilczą jamę... Powoli, powoli! ostrożnie!
— Ale bo widzę, masz mnie za dziecko nieostrożne, — oburzył się nieco Sylwan — za dziecko, które przy każdej świecy osmalić się musi. W głębi wprawdzie mam tę myśl ożenienia, ale wielu a wielu potrzebuję warunków...
— Chcesz się zakochać?
— Trochę... a nadewszystko chcę, żeby to ożenienie było zgodne z położeniem mojem na świecie. Chcę, żeby w niem nie było zawczasu nasienia przyszłych zawodów i utrapień.
— Wiele chcesz — zawołał Walski — i nadto na rozum swój rachujesz. Śmierć i żona, od Boga przeznaczona, — z westchnieniem dodał powoli hrabia — a co przeznaczone, to nie minie... Wiesz moją historję — rzekł po chwili. — Zacząłem od młodzieńczych miłostek, skończyłem na nierozważnem ożenieniu; pożycie zawiodło przestrach mój i obawy: byłem szczęśliwy.
— Jakto byłeś? — podchwycił Sylwan.
— Od pół roku owdowiałem — dodał hrabia — i czuję się osieroconym, niewypowiedzianie biednym. Gryzą mnie wspomnienia tylko! O! życie — rzekł — dziwna, straszliwa zagadka!
Sywan stanął zdziwiony: pomyślał chwilę i, wnet przywykłemu do arytmetyki, przyszły rachuby na wdowca, porównania Farureja z Walskim... majątek jego, stosunki.
— Trzebaby o tem szepnąć mamie i Cesi! — powiedział sobie w duchu.
Walski po chwili zamyślenia podniósł głowę, obró-