Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/323

Ta strona została skorygowana.

cił się do Sylwana i począł mówić swobodniejszym głosem, zepchnąwszy smutek w głąb serca.
— Ożenienie, mój drogi, jest najważniejszym krokiem w życiu człowieka, ale i to pewna, że ono najmniej od niego zależy. Co krok spotykamy tu dowody mylności przewidzeń ludzkich: to, co się zwiastuje z zorzą szczęścia, kończy się brudnym łachmanem intryg i męczarni wzajemnych; co się obiecywało chłodem, rozpłomienia; co miało dać spokój, gryzie; czego się lękano, przynosi nam wszystko dobre.
— Sofisto, — zawołał Sylwan — wierzysz w przeznaczenie, a nie chcesz przypuścić, widzę, ani rozumu, ani rządzącej życiem woli. Czemże u ciebie człowiek?
— Im więcej na niego patrzę, tem mniej go rozumiem, — rzekł Walski — ale wróćmy do ciebie i ożenienia. Powoli, Sylwanie, powtarzam, powoli! Już mi się to nie podoba, że jedziesz z projektami, rozbijesz się o pierwszą skałę, która ci się wyda lądem.
— Hrabio, — odparł Sylwan z uśmiechem zarozumienia — nigdym się nie rozbił o nic i nie rozbiję. Serce trzymam na pasku, a rozum puszczam przodem.
— Jakiś ty młody! jaki szczęśliwy! — rzekł Walski. — Doprawdy aż ci zazdroszczę. Ha! może ci się uda! Ale pamiętaj jeszcze jedną przestrogę moją: jeśli chcesz szczęścia, nie szukaj go zbyt wysoko. Nie myślę cię zachęcać, żebyś się ożenił z pierwszą lepszą subretką, bo na to ci rozum twój nie pozwoli; ale na Boga! nie sięgaj zbyt górnie. Może wspomnienie mojego szczęścia mnie uwodzi, ale się boję kobiet naszego świata.
— W tem nie masz słuszności, — odparł Sylwan — kobiety są wszędzie jedne, a nasze mają to za sobą, że forma powabniejsza, że wdzięk w nich większy, że samo zepsucie jakoś w nich pokryte wstydem i poetycznemi obsłonkami.
W tej chwili wszedł stary Dendera, goniąc za Walskim, a nie chcąc Cesi przeszkadzać w rozmowie jej