Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

obrachowawszy wszystko, wierząc w to, że Wacław słaby poddałby mu się, wcale nie był przeciw zalotnym zabiegom córki. Kto wie, może już i starość Farureja i jego prawdopodobnie krótkie życie, i miłość Wacława, i obu ich majątki razem wchodziły w projekta spekulanta? Przed chwilą przebiegło mu przez głowę, że i Walski nie byłby złą partją: teraz znowu obrachowywał Wacława, a w jego przekonaniu zapas nigdy nie szkodził i rozumowi Cesi potrzeba było zostawić zupełną swobodę działania. Hrabina, przejęta uczuciami przyzwoitości, dlatego wolała Wacława, że córka, wychodząc za niego, nie miałaby pozoru ofiary: usunęli się więc oboje, w nadziei, że śmiała, żywa, pewna siebie dziewczyna musi nareszcie głowę kuzynkowi zawrócić.
Hrabia nawet, obawiając się dawnego wstrętu żony dla wychowańca, który tak świetną zrobił karjerę, pobiegł za nią do gabinetu, chcąc się z nią jasno i otwarcie rozmówić.
Odwiedziny te, rzadko się już bardzo przytrafiające, zadziwiły i zniepokoiły nieco panią hrabinę; ale jeden rzut oka przekonał, że się na ten raz wymówek i scen żadnych obawiać nie było potrzeba. Przybrawszy jednak na wszelki wypadek minkę ofiary, usiadła w fotelu, oczekując rozpoczęcia rozmowy.
Chére Eugénie! — odezwał się Dendera — nie będę ci się długo naprzykrzał, ale wybrałem tę chwilę, żeby z tobą pomówić o Cesi.
— Słucham hrabiego — cicho odpowiedziała pani, wąchając coś z flaszeczki, która ją nigdy nie opuszczała.
— Potrzeba, żebyśmy oboje w jednym postępowali kierunku i porozumieli się o jej przyszłości. Nie wątpię, że Cesia ma główkę nielada: trochę rozumu wzięła po mnie, wiele kobiecej zręczności po matce...
— Panie hrabio! jeśli w tym tonie mamy prowadzić rozmowę...
— Nie, chére Eugénie, to mi się tylko wymknęło