słu. — Dowodzą one jakiegokolwiek mną zajęcia, na które, nie sądzę, żebym zasłużył...
— Niewdzięczny! — zawołała Cesia z dobrze odegranem uczuciem. — Wówczas, kiedyś był dla wszystkich ubogim chłopcem, bez przyszłości, przypomnij sobie...
Nie dokończyła, ale Wacław uczuł się wzruszony: tak łatwo jest wmówić uczucie i przetłumaczyć przeszłość!
— Ja wszystko pamiętam, — rzekł żywo — za wszystko wdzięczen być umiem; i jedna kropla wody, i jedno spojrzenie nie utonęło w mroku dla mnie, czuję je, widzę, złożyłem w mojej skarbnicy...
— Tak! z zeschłemi liściami w jesieni... jak nieżywe zwłoki! — przerwała Cesia.
I mówiąc to, schyliła się do grządki, na której ostatkiem życia puściła była i zakwitła spóźniona rezeda, zerwała ją i podała Wacławowi, z wejrzeniem pełnem zamglonych tajemnic.
— Rezeda jeszcze się zieleni, nicże ona nie przypomni? — spytała pocichu.
— I owszem, pani! — otrząsając się z uczucia, rzekł Wacław — imieniny hrabiego, moją omyłkę i wielką a słuszną burę, którą dostałem od pani.
— Omyłkę? Pan sądzisz, że to była omyłka?! — podchwyciła kobieta.
Wacław spuścił oczy i umilkł.
— Omyłkę! — powtórzyła Cesia, zmieniając głos nieco. — Tak, najwięcej jest w świecie omyłek! O! i ja omyliłam się nieraz i nie na jednym człowieku!...
To powiedziawszy, dumnie podniosła głowę, zawróciła się i zawołała:
— Chłodno, nieprawdaż? Wróćmy do salonu, posądzonoby nas jeszcze, żeśmy umyślnie od ludzi uciekli, kiedy w istocie nie mamy sobie nic do powiedzenia pocichu!
Wacław zawrócił się milczący; cierpiał widocznie, męczył się i rad był wyjść z fałszywego położenia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/331
Ta strona została skorygowana.