Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

Uwolniła go szczęściem sama hrabina, którą w salonie zastali z książką w ręku, poetycznie zadumaną. Przesiedziawszy kilka godzin jak na szpilkach, uciekł nareszcie od rozdrażnionej z litością i smutkiem w sercu.


Spojrzawszy na ten świat Boży, wśród którego miljony ludzi kręci się, spotyka, krzyżuje i wzajem o siebie ociera; na żywot nasz społeczny, na stosunki nasze z istotami otaczającemi, co chwila zdumiewać się musimy prawicy Bożej, która tak to wszystko urządziła, że każdy z nas przychodzi na naznaczone miejsce w danym czasie, każdy jest zarazem ofiarą i sędzią; a to, czego od swych współbraci doznaje i czem ich napawa, zawsze według zasad najściślejszej sprawiedliwości, nie ludzkiej, ale Bożej, obrachowanem zostało. Nic w istocie niema tu dowolnego, obojętnego, małoważnego; każdy krok ma swoje następstwa, każde słowo jest nasieniem uczynku, każdy uczynek wiedzie za sobą szereg nowych czynów, każde zetknięcie się człowieka z człowiekiem służy do czegoś, jest karą za przeszłość, nagrodą lub ziarnem, z którego coś nowego wyrośnie. Często maluczka chwila wyrokuje o losie całego życia; jeden krok stanowi o całej drodze, jeden rzut oka zawiera w sobie całą przyszłość, a wśród tego poplątanego kłębka ludzi i myśli, ruchów i czynów, świeci wszędzie idea sprawiedliwości, która tą trudną kieruje machiną.
Gdyby był Sywan, wyjeżdżając z Denderowa, zatrzymał się trochę na prośby ojca i hrabiego Walskiego, gdyby się był o kilka godzin opóźnił, cała jego podróż i wszystko, co skutkiem jej wyniknąć miało, innąby przybrało postać. Pośpiech, z jakim ruszył, uczucie niepokoju, jakiego doznawał, wszystko to miało cel i znaczenie...
W pierwszej chwili, odjechawszy od ganku, roz-