Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

jeśli ci państwo nie zajadą do gospody, powlecze się dalej za nimi. Dobry kwadrans nie było widać ekwipażów; Sylwan już się poczynał zżymać z niecierpliwości, gdy nareszcie furgon, który karetę wyprzedził, zatrzymał się przed karczmą i służący wybiegł widocznie dla opatrzenia pokoju dla państwa, a stajen dla koni. Sylwan kazał się ludziom usunąć i zrobić miejsce, sam wyniósł się do maleńkiej izdebki i ułatwił popas, uśmiechając się, że mu los tak sprzyja i sam w ręce, czego pragnął, podaje. Ludzie z furgonu mówili po polsku i kamerdyner Sylwana, zręcznie się do nich zbliżywszy, potrafił zaraz wybadać, że jechali z Galicji do Warszawy, że pan ich nazywał się baron Hormeyer, że miał młodziuchną córkę, że był wdowcem, że był niezmiernie bogaty i t. d.
Wszystkie te wiadomości bardzo były pomyślne i Sylwan odszedł do swojego pokoiku, podśpiewując wesoło, właśnie gdy baron z córką i guwernantką wysiadali. Nie wypadało mu bardzo się im nastręczać, a rachował na podróż, że później musi mu ułatwić potrzebną znajomość. Z okna izdebki, którą sobie obrał, mógł zresztą przypatrzeć się znowu i samemu panu baronowi, który mu się wydał niezmiernie dystyngowanym człowiekiem najlepszego tonu, i córce jego, która bez żadnej przesady była idealnie piękną istotą. Wątła, delikatna, z płcią nadzwyczajnej delikatności i świeżości, z czarnemi oczyma ognistemi, ale smutnemi, baronówna, pomimo wyrazu jakiegoś zamyślenia i cierpienia, pomimo znużenia, malującego się na jej twarzy, zachwyciła go regularnością rysów i rodzajem piękności, jaki tylko w salonach arystokracji spotkać można. Wszystko w niej znamionowało pieszczone dziecię, może jedynaczkę wielkiego domu, otoczoną od dzieciństwa atmosferą starań najczulszych i wyhodowaną do świata, który miał przed nią uklęknąć. Guwernantka, a raczej dama do towarzystwa jej dodana, mogąca mieć lat czterdzieści kilka, miała też powierzchowność niezmiernie dystyngowaną. Sylwan patrzał jeszcze łako-