Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

a wkońcu zawsze stanie na mojem... Kiedy tak, róbcie sobie, co chcecie, ja się już więcej do niczego nie mieszam. Ale gdzież klucze i gdzie klucze?... Człowiek, jak Boga mego kocham, głowę traci.
I poczęła przerzucać, co napadła na krosienkach, na stole, na kominie, gdy Frania podbiegła pocichu i szepnęła jej, wskazując, że zguba była u pasa.
Ciwunówna postrzegła swoje roztargnienie, ale się do niego nie przyznała.
— Ot! patrzajcie, — zawołała, wybiegając — zatrzęśli, zagubili, a potem mi do pasa przypięli... Niby to ja nie wiem, że ich nie miałam od południa; a potem powiedzą, że ciwunówna głowę straciła!
Wacław tymczasem zdawał ścisły rachunek z owych dwóch dni straconych Kurdeszowi i Frani, której różową rączkę całował z uczuciem; a gdy przyszło do owego dnia ostatniego w Denderowie, musiał po raz pierwszy pokryć milczeniem godziny, spędzone z Cesią, rozmowy z nią i przykre uczucie, jakie mu po nich zostało. Pocóż niepokojem karmić miał to serce czyste, pełne wiary, któreby może zadrżało na widok choć urojonego niebezpieczeństwa?
Kurdesz wysłuchał sprawozdania spokojnie, a gdy szepty ciche dokończyły rozpoczętej głośnej rozmowy, odezwał się powoli:
— Mój hrabio, powiem ci, zawsze to dla mnie ciężka rzecz, żeś ty hrabia i że jedną nogą stoisz poza naszym światkiem szlacheckim.
— Ale ja w nim jestem sercem całem.
— O! wierzę, ale czasem jedna noga później i serce pociągnie za sobą... Ot, mówili i gadają filozofowie, że to urojenie ta różnica stanów; ja nie wiem, ale tak jak to jest dzisiaj, nicpotem piąć się do góry, albo na dół schodzić... Zawsze mi markotno, że asindziej, panie hrabio, do tej magnaterji należysz!
— Gotówem się jej wyrzec najchętniej!
— Tak! gdyby to było podobna; zdaje się to rzecz łatwa, a spróbujże — ani weź! Naprzód nie można i nie godzi się zrywać stosunków familijnych, a gdy-