Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

— Odłożyć można, a spełnić potrzeba. Hrabia Sylwan pojechał przodem, asindziej za nim; jednakowo pewnie się tam bez twego sukursu nic obejdzie.
— Pojadę później, gdy go zapotrzebuje.
Znowu weszła Brzozosia, która widać trochę pode drzwiami podsłuchiwała, znać to było po jej ruszaniu ramionami; i, choć się niby do niczego mieszać nie miała, od wszystkiego umyła ręce, wybuchła jednak natychmiast:
— Poco jemu do Warszawy?! — zawołała. — Za pozwoleniem rotmistrza, czy się to godzi? Alboż to niema za co posłać adwokata, kiedy jest interes?
— Przez posły wilk nie tyje — rzekł, uśmiechając się, rotmistrz.
— A co mnie tam do wilka, kiedy tu Frania schudnie! To gorzej, spodziewam się. Poco go wyprawiać? Jak Boga kocham, że ja teraźniejszego świata nie rozumiem, a rotmistrz też nadto bierze na rozum. Do czego to? poco to?... A możeby wódki i piernika tymczasem? — przerwała sobie nagle, przypomniawszy, że Wacław mógł być głodny.
Rotmistrz rozśmiał się na całe gardło.
— Co? i to im już śmieszne? No, patrzajcie!
— Dawaj, kochana ciwunówno, dawaj — przerwał Kurdesz — starej wódki i piernika! Kolacja za pasem być musi.
— Tylko co była za pasem, — odparła Brzozosia — bom ledwie klucze znalazła, które mi ktoś za pas wetknął i dopierom wydała ze śpiżarni; kiedy to żadnego niema ładu i wszyscy rządzą... Gdzie kolacja! gdzie? Magda zamiast co ma robić, to jak puści języka, a jak zacznie dziwolągi na mnie wyplatać przed czeladzią!... Ale jakże ma być inaczej, kiedy pan rotmistrz nigdy mojej strony nie weźmie?
— Kochana panno ciwunówno! w jakim dziś jesteś humorze? — rzekł Kurdesz. — Ot! dawaj wódki lepiej, a Magdzie jutro damy pro sempiternam memoriam.