Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

Nieubłaganego wroga nosiłem ciągle w sobie: już uśpiony, już rozbrojony, budził się często groźny, a jam padał na widok jego, wołając:
— Przebacz mi, Panie, i usuń go ode mnie!
W takich męczarniach zasłużonych, przetrwałem połowę życia. Bóg czuwał nade mną cudownie; widząc nad sobą jego prawicę, upokarzałem się w bojaźni wielkiej, jak Mojżesz, gdy Go w płomieniach oglądał. To oblicze, jam je widział w sile Jego, nieustannie rozpostartej nade mną. Wszędzie był ze mną prześladowca mój i obrońca, aż nareszcie znikły te wyziewy młodości, ta pozostałość grzechu, te męty obłąkania i czysta zajaśniała jutrzenka; stałem się jednym w sobie, ułomną istotą, ale pełną wiary, której już nic naruszyć nie mogło. Byłem ocalony cudownie.
O! bracia moi, wiary! wiary nad wszystko nigdy nie traćcie, bo jej niełatwo odzyskać, a kto lekkomyślnie naraża się na niepowetowaną szkodę, jest jak zuchwalec, co wśród prochów z iskrą igra bezrozumną.
Tu ustał ksiądz Warel, a przytomni mową jego przejęci jedni płakali, drudzy stali w zamyśleniu i zebraniu ducha, jakby się z trwogą modlili. Ksiądz Jerzy, po którego ogorzałem czole pot zbiegał kroplami, z oczyma spuszczonemi, rękoma załamanemi, klęczał u nóg i milczał, modląc się też w duchu. Wielki przykład cnoty podnosił go od ziemi zachwytem.
Po chwili ksiądz Warel tak mówił dalej:
— Jednego poranku po świętej ofierze ostatnia wątpliwość, cień niedowiarstwa ostatni, ostatnia myśl grzeszna uleciała ze mnie i uczułem się jakby nowym chrztem odrodzony, jako niewinne dziecię, jako ułaskawiony zbrodniarz. Wziąłem się do pracy, by wynagrodzić przeszłość, by wywdzięczyć się Bogu za łaskę nawrócenia. Znacie życie moje i nieudolne jego mozoły; proszę was, bracia moi, przebaczcie złe, przebaczcie słabość ludzką, niedoskonałość i wszystko, czem was zgorszyć mogłem mimowoli, a te słowa moje ostatnie zapamiętajcie, abyście w nich mieli dowód wielkiej mocy Bożej, która z niewiernego nawet