czył Sylwanowi, że Sylwan w niepotrzebne wdaje się rzeczy i daleko zabrnąć może; naostatek już argumentował pocichu, że miłość jest uczuciem niepokonanem, że człowiek od niej oszaleć może i największych dla niej ofiar nie skąpić. Z drugiej strony baronówna już mu się, mimo braku dostatecznych o rodzinie i przeszłości wiadomości, wydawała partją bardzo stosowną. Czego nie wiedział jeszcze, to bardzo zręcznie dokomponowywał.
Tak nareszcie baronostwo wprzód, on za nimi dojechał do Warszawy; a że nie miał ochoty stracić ich całkiem z oczu, postarał się, by w jednym z nimi stanąć hotelu. Baron zostawił to wyborowi pocztyljona, który Angielski zarekomendował; a hrabia wytłumaczył się przed sobą, że przyzwoiciej zajechać nie mógł. Galicjanie zajęli wielki apartament na pierwszem piętrze; Sylwan mniejszy, kawalerski, nieco wyżej. Tu jednak całkiem pozostać nie mógł, przybywszy na czas dłuższy do stolicy, musiał sobie szukać mieszkania odrębnego, które, dzięki usłużności pośredników z izraelskiego plemienia, trzeciego dnia znaleziono mu na Nowym Świecie. Był to lokal umeblowany na pierwszem piętrze od ulicy, z pięciu pokoików złożony, wcale dogodny i ładny, ze stajniami, kuchnią, składami i wszystkiem, czego Sylwanowi było potrzeba. Gdy mu się przyszło instalować i wynosić, hrabia przez grzeczność poszedł pożegnać pana barona. Choć apartament Galicjan bardzo był wspaniały i obszerny, sam Hormeyer, cały prawie ustępując córce, przyjął Sylwana w maleńkiej ciupce od dziedzińca, wcale nie po pańsku urządzonej. Zdziwił się hrabia, znalazłszy tego tak dystyngowanego człowieka w izdebce, ogołoconej ze sprzętów i wygódek, w której jedno skromne łóżeczko, stoliczek ze starym neseserem skórzanym i mały leżał tłumoczek.
Baron przyjął go trochę zmieszany, wymawiając się, że się nie urządził i zaprosił go do saloniku. Tu zastali baronównę, szybkim krokiem przechadzającą się po salce ze spuszczoną głową. Czy w lepszym była
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/364
Ta strona została skorygowana.