Baron zresztą był tak grzeczny, że na żądanie dozwolił mu się niekiedy odwiedzać; a Ewelina odchodzącemu rzuciła wejrzenie obojętne wprawdzie, lecz przenikające, bo oczy jej czarne, czarodziejskie czarne oczy zimno spojrzeć nie umiały.
Pierwsze dni pobytu zajęły Sylwanowi odnawianie znajomości, rozwożenie listów, wyszukiwanie krewnych wysoko położonych, proszone obiadki i herbaty, któremi kuzynka dla formy witano, tysiączne przygotowania do życia, sprawunki w sklepach, szycie sukien, prezentacje po pierwszych domach i wcielenie się w towarzystwo, w którem żyć pragnął. Wprawdzie i wpośród tych zatrudnień przychodziła mu na myśl piękna baronówna, ale, zajęty sobą, trochę ją Sylwan zapomniał, a gdy po tygodniu czy więcej tej krętaniny zajechał do Angielskiego hotelu, już tam ani baronówny, ani barona nie zastał, bo, jak mówił szwajcar, wynieśli się byli do mieszkania najętego przed dwoma dniami gdzieś około ulicy Miodowej. Sylwan dopytywał różnych osób o barona Hormeyera z Galicji, ale mu nikt o nim nic powiedzieć nie umiał; dopiero po kilku dniach znowu spostrzegł na ulicy znajomą karetę, a w niej pana barona z Edziem X. i w ten sposób trafił na nić, która go do celu doprowadzić miała.
Edzio X., liczący się jeszcze do młodzieży, choć całkiem był łysy i połowę tylko zębów dochował, miał lat przeszło czterdzieści. Oryginalny był on w swoim rodzaju: widziany zdaleka, wyglądał na urwisa, hulaka, próżniaka i utracjusza, a w istocie nosił tylko na sobie suknię wieku i społeczności, wśród których się kręcił, wewnątrz wcale będąc odmienny. Nie miał on odwagi być sobą wobec świata, ale go świat nie popsuł całkowicie: słaby tylko, złym nie był wcale. Żaden może wiek tylą słabościami, co nasz, nie grzeszy, połowa win naszych z nich pochodzi. Braknie nam serca do wszystkiego, wzdychamy do cnoty, ale nie dźwigniem jej skaleczałem ramieniem. Z tego względu Edzio był prawem wieku dziecięciem, daleko
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/366
Ta strona została skorygowana.