Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

nią szaleje... Prosta dziewczyna, to jednak musi być coś osobliwszego czy pięknością, czy rozumem...
Hrabia parsknął śmiechem.
— Sylwan się w niej nie kochał, ale ją chciał bałamucić, — rzekł stary, dbały o honor domu — a co się tyczy Wacława, ten pokochać się mógł w pierwszej lepszej, tak mu było pilno... Dziwi mnie, że się nie żeni z twoją garderobianą...
Cesia potrząsnęła głową w milczeniu, hrabina nie protestowała głośno, nie sprzeciwiała się; wizyta była całkiem dla niej obojętna: hrabia jej sobie życzył, córka pragnęła, złożyć się więc musiało. Wyrządzając tak znakomity honor domkowi szlachcica, Dendera nie mógł nie pomyśleć też, jakby go trochę upokorzyć i dać mu poznać, jaka to przestrzeń ich dzieli. Rozkazano więc dobyć karetę, szory, liberje paradne, a hrabina i Cesia nie żałowały brylantów i cacek w ubraniu.
— Ha! — myślała hrabianka — nareszcie poznam ją, tę Franię, tego nieprzyjaciela tak niebezpiecznego, tę wiejską piękność sielankową, dla której ci panowie głowy tracą. Ciekawam! ciekawa! Chciałabym doprawdy, żeby się Wacław tam znalazł, żeby nas obie mógł porównać i żeby mu się serce ścisnęło taką boleścią, jakiej ja doznałem z jego przyczyny!
Przyśpieszono nieco obiad dnia tego, hrabia sam ekwipaż i ubranie żony i córki opatrzył, a gdy ruszyli, puścił kłąb dymu z fajki, którą palił, z oznaką radości, że do tak skutecznego środka ujęcia sobie Kurdesza doszedł nareszcie. Chmurzyło mu się tylko czoło, gdy pomyślał, że pani hrabina może się tam znaleźć niebardzo grzecznie i, zamiast pogłaskania, obrazić; ale że Cesi dał osobną instrukcję, którą ta zdawała się doskonale pojmować, był nieco spokojniejszy.
Nareszcie paniom, jadącym w głębokiem milczeniu, pokazała się Wulka i jej malutki dworek, tak licho wydający się po denderowskim pałacu, a w tejże chwili stojąca koło drobiu Brzozosia ujrzała ten pyszny ekwipaż w ulicy i w pierwszej chwili, niedowie-