Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/372

Ta strona została skorygowana.

rzając oczom, gdy się przekonała, że wprost przed dwór dąży, o mało nie umarła ze skłopotania i strachu. Nigdy jeszcze gość tak paradny nie nawiedził pana Kurdesza! Kareta, sześć koni! lokaje w galonach: gdzie to pomieścić, przyjąć, posadzić! Dodajmy dla lepszego wytłumaczenia przestrachu panny ciwunówny, że w pierwszym, w bawialnym, w paradnym owym pokoju, który mógł służyć do przyjęcia gości, jako w najsuchszym i najcieplejszym, rozesłana na obrusach schła na stole, na podłodze, na kanapie nawet pszenna mąka, tylko co z pytla przywieziona; że w sieniach mnóstwo było od garbarza odebranego rzemienia, że wszystek drób gwarzył przed gankiem, a wyprana bielizna w malowniczych różnobarwnych zwojach schła na sznurach wpośród dziedzińca. Biedna ciwunówna nie miała odwagi po szlachecku, z pewną dumą, przyjmować wśród tych oznak pracy, gospodarstwa i skrzętności; krzyknęła więc: „Jezus, Marja, Józef!“ i wpadła do Frani, nie mając siły wymówić wyrazu strasznej groźby, ręką tylko wskazując na drogę z przerażeniem. Frania, która sądziła, że się wielkie jakie stało nieszczęście, porwała się, nie wiedząc, co począć.
— Ratuj, kto w Boga wierzy! — wrócił nareszcie głos Brzozosi — nieszczęście!
— Co za nieszczęście? — zapytał Wacław i Kurdesz, razem siedzący trafem w pokoiku Frani, zrywając się jeden z kufra, drugi z ławki.
— Okropności! landara, sześć koni, galony, kareta, jakiści hrabstwo! wprost! wprost! a tu gęsi, mąka, rzemień, bielizna i Frania w perkaliku!
Rzucili się do okien mężczyźni, dorozumiawszy się, o co chodziło; Wacław poznał karetę z Denderowa, konie i ludzi. Rotmistrz sobie przypomniał mąkę w bawialnym pokoju i z Brzozosią razem wybiegli ją zabierać, zwołując, co żyło we dworze, do pomocy. Ale, pomimo pośpiechu czeladzi, tyle tylko dokazać potrafili, że pani hrabina wjechała na najokropniejszy nieład, śmieszniejszy stokroć od pierwszego gospodar-