A jeśliś chciwa pokarmu dla duszy, chcesz książek i nauki, ta ci przyjdzie łatwo, bo jej połowę odgadniesz. Książka zresztą nietyle nas sama uczy, ile do rozwinienia naszego pomaga, budząc to, co w nas spoczywa. Nauka codzień się zmienia, podnosi, upada, zwraca kołem do drogi, którą przebiegła, ona niekoniecznie jest celem, jest tylko środkiem, sposobem rozwinięcia władz naszych.
— Rozumiem cię, Wacławie: będę czytać i myśleć, nie zaprzedam się żadnej książce w niewolę, zostanę sobą! Ale bez ciebie na ilu to trudnościach przyjdzie mi się łamać bezskutecznie. Spotykać je będę na każdym kroku: kto mi je usunie, kto mi wskaże drogę, kto, jak ty, jednem słowem skruszy zaporę?
— Droga Franiu! bądź pewna, że serce z rozumem ująwszy się za ręce, przejdą wszystko, złamią i obalą najstraszniejsze zapory; ale obojga radzić się potrzeba.
— Któż mi powie, że się nie mylę, że nie błądzę?
— Alboż się ty omylić możesz?! — zawołał Wacław z uniesieniem. — Często myśl twoja tak młoda, świeża i bujna, tak niczem nie skrzywiona, moją prostuje i mnie zdumiewa i upokarza.
Frania spuściła głowę.
— To pochlebstwo! — odezwała się pocichu.
— Nie, mówię, co czuję, Franiu kochana.
— Dość tego! jedziesz, jedziesz pan! — poprawiła się, bo w ich języku nie było jeszcze stale przyjętej formy: wyzwalał on się już z „pana“ i „pani“, ale przy obcych powracał do nienawistnych tytułów i często, mimowoli, się mylili. Sami będąc, niepotrzebnie mówili sobie „pan“ i „pani“; przy obcych wymykały się im poufalsze wyrazy. — Jedziesz pan, — mówiła Frania — to przynajmniej pisz często, często, do ojca, do Brzozosi... to jest do mnie.
— Jak i do kogo mi tylko każesz, — rzekł Wacław — to pewna, że każdy mój list do ciebie będzie i dla ciebie.
— I dzień po dniu, godzina po godzinie, potrzeba
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/381
Ta strona została skorygowana.