Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

Stary spojrzał na Franię i Wacława i szepnął Brzozosi:
— Albo to im tak źle? To, moja panno ciwunówno, ich roczek różany; a potem! a potem, przyjdzie gospodarstwo, kłopoty, życie powszednie, chłód, jesień i zima. Niech się nacieszą sobą, tyle ich, co teraz!
Brzozosia, już nie chcąc czy nie umiejąc odpowiedzieć, bo życie wcale inaczej pojmowała, ruszyła tylko ramionami z oburzeniem; Frania zerwała się, biegnąc niby czegoś poszukać, a Wacław sam pozostał z rotmistrzem.


Wróćmy jeszcze na chwilę do Denderowa, dokąd nazajutrz Wacław mimo woli musiał pośpieszać z pożegnaniem przed podróżą, obawiając się dziś spotkania z Cesią więcej niż kiedykolwiek po jej w Wulce odwiedzinach. Dendera siedział, jak wprzód, za swym stołem i papierami, układając plany, marząc o sposobach podtrzymywania walącej się fortuny, o środkach dźwignienia jej, które codzień sztuczniej, ale coraz mniej praktycznie obmyślał. Jak zwykle w rozpaczonych razach, im trudniejszem stawało się położeniem, tem cudowniejszych na nie szukano lekarstw, uciekając się i do losu, i do Boga, i do ludzi, i do zawodzącego rozumu. Nie było już sposobu utrzymać nadal życie na tej stopie, na jakiej je był przywykł prowadzić, a codzień natarczywiej odzywający się wierzyciele przerażali go coraz bardziej, bo mu już do wywijania się im brakło konceptów. W więzach tych długów ściśnięty, przełamywał się jak Laokoon, jak Laokoon przyszłość swych dzieci widząc w tych samych męczarniach.
Zkolei, po awizowaniu Kurdesza, zewsząd przychodziły listy, zjawiali się niemili goście, sypały się zgłoszenia, prośby usilne i niegrzeczne nalegania o zwrot kapitałów; a że zakołatano o nie jednocześnie i każdy wymagał natarczywie, i nikt się nie dawał ani pro-