— Kuzynko, czy nie moglibyśmy zmienić rozmowy? — zapytał Wacław, zbierając się na cierpliwość.
— I owszem, mówmy o wdziękach Frani: śliczna, to prawda, ale jak ze swej piękności korzystać nie umie!...
— Dla mnie będzie zawsze piękna.
— A! wiem o tem; dopóki? tego mi nie powiesz.
— Mówiłem: zawsze.
— „Zawsze“ bywa rokiem, miesiącem i tygodniem.
Wacław się męczył, ale zmuszał się do utrzymania obojętności; Frania na ustach Cesi i jej imię, wymawiane nieustannie, robiło na nim przykre, dojmujące włażenie; a tu rozmowy zmienić nie było sposobu.
— Rozumiem, zdaje mi się, i wieś, i ten dworek, i to życie, — dorzuciła Cesia po chwili — ale, oceniając je, nie pojmuję, jak w tej atmosferze poetyczna dusza wytrwać może, co chwila rozbijając się o prozę i rzeczywistość.
— Poezja niekoniecznie wszystka jest w atłasach i zlocie! — zawołał Wacław. — Bóg nią i siermięgi ozłaca.
— Czasami, chwilami, — odpowiedziała Cesia — ale możnaż nie spowszednieć i nie upaść, wyrzekając się wyższej sfery, która zbliża do ideałów?
— Kuzynko, mylisz się bardzo, to, co zowiesz sferą wyższą, jest może światem fałszu.
— To, co zowiesz fałszem, jest poezją życia.
— Ja poezji w prawdzie szukam.
— I nie znajdziesz jej, biedny marzycielu! — dodała Cesia z westchnieniem smutnem, schodząc na ton inny i omdlałe oczy kierując na biednego Wacława.
Dlaczego Wacław tak się jej obawiał, tak drżał jakby od przeczucia jakiegoś, gdy się do niego zbliżała, tak się czuł słabym do walki z nią i pragnął od niej uciekać!? — Nie wiem. Pierwsze uczucia zawsze, choć zawiedzione, choć opłacone ranami i łzą, głęboko w sercu pozostają. Widok Cesi poruszał w nim wspomnienia, urok jakiś mające grzeszny, ale silnie pocią-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/390
Ta strona została skorygowana.