— Przesąd to i potwarz; kobiety tylko kochać umieją! — żywo zawołała Cesia.
Ale i tym argumentem nic jeszcze z ust milczącego kuzyna nie wyrwała; wstała niecierpliwa i dorzuciła, coraz się napozór bardziej unosząc, a może trochę już gniewna:
— A! tak to smutno, tak ciężko, tak boleśnie zostać opuszczoną i zapomnianą!
Wacław głowę spuścił, nie chcąc zrozumieć jeszcze.
— Pani się tego obawiać nie możesz — wyjęknął po chwili.
— Któż pana o tem zapewnił?
W tej chwili zmieniła nagle ton, postawę i odezwała się namiętnie:
— Rozumieć mnie nie chcesz, Wacławie, dręczysz naumyślnie świętokradztwem swojem! Jesteś doprawdy nieznośny! Nie kochałżeś mnie nigdy? ani na chwilę? Wszystkoż to było snem i ułudą? dziecinną igraszką? czy poprostu kłamstwem i podejściem? Przyznam ci się, jam w szczerości ducha wzięła to za prawdę!
Wacław był poruszony i zmieszany.
— Pani, — rzekł pocichu — nie wiem, o co się upominasz u mnie! Nigdym przecie śmielszego nie wyrzekł słowa, zuchwałego nie rzucił wejrzenia, nigdym się niczem, bolejąc, nie zdradził! Prawda! o! prawda, — dodał — że była chwila, kiedym sierotą jeszcze i wychowańcem będąc na łasce, śmiał zwrócić oczy ku tobie, lecz odtrąciłaś mnie tak nielitościwie, tak zimno, tak wzgardliwie, żem musiał zagrzebać w sobie uczucie, które dziś stało się garstką popiołów.
Gdy te słowa kończył, turkot powozu zajeżdżającego przed ganek kazał się właśnie domyślać przybycia Farureja, który pośpieszał z żądanym bukietem dla swojej bohdanki. Cesia z pogodną twarzą wysłuchała Wacława, wysiliła się na uśmiech i, pokazując białe drobne ząbki, wyciągnęła doń rączkę drżącą.
— Wacławie, — odezwała się, starając w żart obrócić rozmowę — masz tę wadę, że wszystko bie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/392
Ta strona została skorygowana.