łyniu, mów w interesie wspólnym, jak potrzeba. Rachuję na ciebie.
— Powiem prawdę.
— Więcej trochę niż prawdę powiedzieć potrzeba! — zawołał Sylwan. — Musisz ją ubarwić, ubrać: powinniśmy się trzymać! Jestem zakochany, a partja, o jakiej nie marzyłem, kilka miljonów, sądząc z życia ich i domu... A ton! a związki! a stosunki! Powiadam ci, stoję na drodze kolosalnego ożenienia!
— Tak rychło, tak długą przebiegłeś drogę! — rzekł, uśmiechając się, Wacław. — Prawdziwie winszuję ci.
— A! trzeba być mną, żeby tego dokazać — odparł Sylwan z zadowoleniem widocznem miłości własnej. — Umiem rzeczy poprowadzić! Rachuję, że i z przyjazdu matki i z Cesi, która tu ma po wyprawę przybyć, korzyści wyciągnę; dziś do nich piszę, żeby się, jak przystoi, pokazały tutaj, wiele od tego zależy. Baron z natury ostrożny, chłodny, niedowierzający dyplomata!
— Widzę w istocie, żeś zaszedł daleko i głowa ci się pali — rzekł Wacław. — Daj, Boże, szczęście!
— Dziękuję, ale na te dwieście dukatów mogę rachować, nieprawda?
— Jeżeli koniecznie będą potrzebne.
— Zdaje mi się, że są już nawet... A dziś co robisz z sobą? Nie chcesz, żebym cię w moje kółko męskie wprowadził? Co za ludzie!
— Dziękuję ci, ja lubię, jak wiesz, samotność: gwar i wesołość wasza zasmuciłyby mnie tylko.
— Biedny dziwaku! No! ale gdzie będziesz jadł?
— Tutaj.
— Jakto tutaj i w hotelu! A to cię strują! Ja cię proszę z sobą do Mary, do Michaux, do Herteux, zobaczysz, jak my tu jemy.
Wacław ruszył ramionami.
— Dziękuję ci, — rzekł — ale potrzebuję spoczynku, a potem do roboty.
— Uparty jesteś! Dowidzenia więc, do jutra!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/400
Ta strona została skorygowana.