i uderzającym widokiem. Wygalowana służba, stoły, od sreber się uginające, ogromne salony, z niejakim urządzone przepychem, doreszty onieśmieliły i tak bojaźliwego, ciszę lubiącego człowieka. Wszedł zakłopotany, zarumieniony, zmieszany; dał się zaprezentować baronowi, który nieznacznie zmierzył go wzrokiem badacza, i nie śmiał nawet spojrzeć na jego córkę, czarne swe oczy ciekawie obracającą na przybysza. Sylwan nie postrzegł, że baron i Ewelina, gdy Wacław się pokazał, spojrzeli po sobie jakby zdziwieni, że młoda wdowa zadrżała, zapłonęła i po chwili wyszła szybko z salonu. Nadto był sobą zajęty, żeby mógł nawet przypuścić, że ktoś większe nad niego uczyni wrażenie. Po pewnym przeciągu czasu jednak Ewelina powróciła do salonu i Wacław, nieco ośmielony, spotkał piękne jej oczy, wymierzone na siebie.
Wszyscy byli dlań nadzwyczaj uprzejmi, a wreszcie Sylwan nawet musiał postrzec, że dla Wacława zmieniono tryb postępowanie z innymi gośćmi. Młoda wdowa zbliżyła się ku niemu ciekawie, uśmiechnęła, przeciągnąć się starała rozmowę z nim; baron nie spuszczał go z oka, a gdy więcej osób nadeszło, widocznie pierwszeństwo dawano nowo przybyłemu przed wszystkimi.
Kilka razy baron i jego córka szeptali coś z sobą tajemniczo, a gdy nadeszła chwila pożegnania, ojciec, czego dla nikogo nie uczynił, wyszedł za gościem, usilnie go zapraszając, żeby ich dom odwiedzał. Nie postrzegł tylko Sylwan, jak wzrok Eweliny pobiegł za Wacławem do drzwi i ścigał, gdy go już nie było; jednakże, dotknięty do żywego, obiecał sobie w duchu więcej się na porównanie z bratem nie wystawiać.
— To coś niepojętego, — rzekł w duchu — byliżby ślepi, czyby się mieli nie poznać na mnie? Mogliżby wiedzieć, iż Wacław ma miljony, których ja mieć nie będę? Ja go tam więcej nie zaprowadzę, on sam nie pójdzie pewnie!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/413
Ta strona została skorygowana.