Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/414

Ta strona została skorygowana.

Na Wacławie dom ten wielkiego nie uczynił zresztą wrażenia, przepych i bogactwo go zdziwiło, ludzie byli dlań zagadką. Ewelinę uznał piękną, ale mówił o niej chłodno i Sylwan, badając go, przekonał się, że sympatja, która się objawiła ze strony barona, nie wywołała wzajemności. To go uspokoiło.
Nazajutrz swoim zwyczajem rano pojechał po barona, którego miał zawieźć do kilku domów, jak się wczoraj umówili, i zdziwił się znowu, gdy po krótkim obojętnym wstępie, baron żywo go spytał o brata. Sylwan nadto był ostrożny, żeby go bardzo wychwalać, ale kłamać też nie mógł, bo wielki ów spadek i niespodziana fortuna, a z niej wynikłe interesa postawiły Wacława na widoku i łatwo było dojść fałszu. Odpowiedział więc obojętnie, uśmiechając się, ogólnikami, nie tając swojego podziwienia, dlaczego o niego tak go ciekawie badano.
— Musiałeś pan uważać, — odparł baron Hormeyer z niezwykłą sobie szczerością — jak mnie wczoraj widok tego młodego człowieka uderzył, i mnie, i biedną Ewelinę moją. Wystaw pan sobie, brat pański tak nadzwyczajnie, tak cudownie jest podobny do zmarłego jej męża, żeśmy na pierwszy rzut oka za widmo go wzięli. Córka moja dotychczas jest cierpiąca... przypomnienie świeżej straty... nieutulony jej żal po tym człowieku...
— Dobrze, że mi pan baron mówisz o tem, — rzekł Sylwan trochę niespokojny — więcej go tu już nie przyprowadzę i najmocniej przepraszam...
— Ale owszem, owszem, — pochwycił baron — Ewelina znajduje w tem niejaką pociechę, to łudzące przypomnienie.
— Mój brat jest dosyć dzikiem stworzeniem, — pośpieszył Sylwan — z wielką trudnością wczoraj go tu wyciągnąłem. Dziwne okoliczności sprawiły, że niepoznany długo, wychowywał się jak sierota, to go onieśmiela. Niedługo, zdaje mi się, zabawi w Warszawie, przygotowuje się tylko do bliskiego wesela.