— Jakto? zaręczony? — podchwycił baron z widoczną niespokojnością.
— I zakochany — dodał hrabia.
Rozmowa się na tem przerwała, dano znać o koniach. Sylwan wyjechał z baronem razem, ale, powróciwszy do domu, nie mógł się powstrzymać od gorzkich wyrzutów losowi.
— Wacławowi wszystko! — zawołał. — Majątek, szczęście idzie samo do rąk nieproszone, za cóż mnie się nie wiedzie? Zaczynam go nienawidzieć! Byleby mi pożyczył, czego potrzebuję, unikać go muszę, wyprawię go na wieś. Niech jedzie: ani on do miasta, ani miasto dla niego.
Nazajutrz odebrał zaproszenie na wieczór do barona wraz z bratem, ale go z sobą nie wziął i wymówił się nieśmiałością Wacława.
I ojciec, i córka, postrzegłszy, że sam przyszedł, nie umieli pokryć wrażenia, jakie to na nich uczyniło. Spytali zaraz o brata, a Sylwan, rozgniewany, prawie do kłamstwa uciec się musiał. Cały wieczór Ewelina była zamyślona i smutna, baron chłodny i milczący, Sylwan nie potrafił się nawet przybliżyć do pięknej wdowy, a za każdym jej głosem niecierpliwił się coraz bardziej, bo go pytano tylko o Wacława. Wychodząc, zżymał się na siebie, że mu na myśl przyszło wprowadzić tę marę, która w mgnieniu oka zepchnęła go z mozolnie otrzymanego stanowiska.
Szczęściem dla Sylwana, wśród zakłopotania jego nadjechała hrabina z córką: nowi i silni sprzymierzeńcy. Zaledwie się rozpakowano w hotelu, już nie-spokojny począł im opowiadać całe swoje dzieje.
Znano je potrosze z listu Sylwana i hrabina matka, naprzekór mężowi, usposobiona była pomagać, nie przeszkadzać synowi. Cesia milczała obojętna, ale gdy przyszło do Wacława, zarumieniła się, wstrzęsła i nadstawiła ucha na opowiadanie. Twarz jej zmieniona dozwoliła bratu domyśleć się uczuć serca: zwrócił się do niej cały. Cesia słuchała go naprzemiany
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/415
Ta strona została skorygowana.