Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/417

Ta strona została skorygowana.

sięcy dukatów do wyrzucenia za okno, nie potrafimy sobie dać rady, a ten biedny Sylwan taki zakochany, taki śmieszny, taki dziwny, że się na niewiele przyda!
Wacław przez grzeczność zaofiarował się na usługi.
— Ja ci się wywdzięczę, kuzynku, — dodała Cesia figlarnie. — Niepodobna, żebyś czegoś nie potrzebował dla Frani; nie potrafisz sam dać rady z kobiecemi gałgankami, my ci najdroższe, najpiękniejsze, najsmakowniejsze wybierzemy. Juściż nie wrócisz z Warszawy z próżnemi rękoma, wstydby ci było i śmiesznie!
Od tej chwili Wacław nie miał pokoju od Cesi, która go ciągle chciała mieć przy sobie, choć zmieniła z nim sposób postępowania, nigdy już nie mówiąc mu i nie przypominając niczem dawnych stosunków. Ciągle była zajęta tylko swoją przyszłością, weselem i rolą, którą na świecie grać miała; nieustannie zaś przypominała mu Franię, z udaną dla niej czułością, ale zawsze z odrobinką ironji, choć zręcznie bardzo ukrytej. Wacław posmutniał biedny i ugiął się pod ciężarem powolnego prześladowania, które najwymyślniejsze przybierało formy.
Hrabina Eugenja, która, pomimo braku świeżości i bardzo już przywiędłych wdzięków, spodziewała się jeszcze w salonie przy świecach znaleźć choć poddeptanego czciciela, równie z ciekawą i niecierpliwą Cesią, nagloną przez Sylwana, śpieszyła wyjść na świat, dawnym się przypomnieć znajomym i nowe zawrzeć stosunki. Najęto powóz, wybrano pokoje, urządzono dom na stopę jak najpokaźniejszą, wyrzucono wiele pieniędzy i hrabina wybrała się wreszcie z Sylwanem do barona Hormeyera, ale tu ich nie przyjęto. Potrzeba było czekać wzajemnych odwiedzin, a te dopiero czwartego dnia nastąpiły. Nieszczęściem dla Sylwana, Wacław znajdował się właśnie w salonie i nie było go sposobu sprzątnąć. Baron wszedł z córką, którą miał przedstawić hrabinie, ale, na progu ujrzawszy Wacława, młoda wdowa tak się zmieszała, pobladła, zmieniła, że ze wzruszenia usiąść musiała,