Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/431

Ta strona została skorygowana.


Położenie znanych nam z poprzedzającego opowiadania osób naszej powieści wcale nie było do zazdrości. Sylwan szczególniej, któremu na chwilę zaświtała wielka nadzieja, szalał prawie, widząc ją zachwianą z przyczyny wszystkim im nienawistnego Wacława; nie krył się też wcale ze swojem dla niego uczuciem. Ujrzawszy go w ulicy, jadącego z baronem, zacisnął z gniewu pięści i powrócił, słowa nie rzekłszy do Cesi, równie zniecierpliwionej, gniewnej, a dla pokrycia wrażenia uskarżającej się tylko na silny ból głowy. Z siebie sądząc, Sylwan był pewien, że Wacław poświęci Franię i miłość swą dla niej pięknej Ewelinie i jej miljonom, nie pojmując nawet, by inaczej być mogło, by się urokowi grosza oprzeć było podobna. Cesia też straszniejszą w niej od Frani widziała współzawodniczkę, i krew jej uderzała do głowy na myśl, że się nad Wacławem nie pomści. Chciała go mieć u nóg swoich, żeby ze wzgardą odepchnąć, a tu ostatnia nadzieja z rąk się jej wyślizgiwała. Hrabina Eugenja, dość obojętnie przyjęta w stolicy, nie mogąc resztą swych wdzięków i słodkich wejrzeń zwabić nikogo, zgaszona przez córkę we własnym domu, opuszczona przez mężczyzn i zapraszana już na tę nieszczęśliwą kanapę, na której starsze panie, ziewając, zwykły się bawić plotkami, rada była co najprędzej uciekać do Denderowa, gdzie choć zrzadka mignął się jej ostatni z wielbicieli, rotmistrz Powała, zawsze wierny, zawsze czu-