— Ha! spuścił się na swój rozum, mnie nie słucha; niech robi sobie, co chce, ja w tem nic dobrego nie przewiduję.
Po chwilce odwrócił się nagle hrabia, a pomyślawszy nieco, rzekł do Wacława:
— Oto co to układy i zamiary ludzkie! Ten poczciwy rotmistrz niedawno przed tą ostatnią swoją chorobą uczynił był ze mną umowę niemal skończoną, tylkośmy jej nie spisali, teraz wszystko w łeb wzięło.
— Umowę? jaką? — zapytał Wacław.
— Wiesz zapewne, żem mu tam winien sumkę dwóchkroć stu tysięcy. Narachowano to Bóg wie jak, nadto zawsze byłem powolny. No! ale koniec końcem, jest tam tych dwakroć. Rotmistrz nieboszczyk uparł mi się za to wziąć wioskę... znasz ją, Ciemierna, między Wulką a Palnikiem. Nieradbym był jej pozbywać, bo mi potrzebna: najlepsza wioska w kluczu; ale dla niego, jak zaczął mnie prosić, zrobić to musiałem. Teraz, chwała Bogu! jestem wolny od umowy, chybabyś...
Hrabia nie dokończył, jakby się zanadto wygadał.
Wacław zrozumiał doskonale, że tu szło o pozbycie się długu stratą niewartej go wioseczki; w tej chwili rzecz ta dlań była całkiem obojętna i odpowiedział też odniechcenia:
— Wszakże żadnej umowy nie było.
— Zapewne, że nie było na piśmie, ale u mnie słowo święte! Będzie to zależeć od ciebie, Wacławie; jeśli mnie pociągniesz do spełnienia układu, gotów jestem; jeżeli uwolnisz, rad będę.
— Uwolnię, panie hrabio, uwolnię — rzekł synowiec.
— Wprawdzie — dorzucił Dendera — choć przeciwko sobie mówię, muszę ci się przyznać, bo tak każę sumienie, że stracisz na tem wiele. Nieboszczyk w sprawach pieniężnych był kuty, ho, ho! w kaszy go nie zjadł pierwszy lepszy. Dobrze wiedział, że taka posiadłość, łącząca Palnik twój z Wulką, była zło-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/438
Ta strona została skorygowana.