Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/440

Ta strona została skorygowana.

mu zaczekać, starsi wierzyciele kontentowaliby się nadpłatami, Farurej ani mógł pisnąć o to, co dał do współki na woły i gorzelnię. Oprócz tego hrabia miał zamiar około dwunastego stycznia zachorować śmiertelnie i nie powstać z łóżka aż po terminach wypłat; złożyć się chorobą, komisarza i plenipotenta, jeśliby wierzyciele krzyczeli bardzo, dla ich uspokojenia, zwalając na nich winę, odprawić i tak przeciągnąć rok jeszcze byt, do którego przywyknął. Liczył prócz tego na ożenienie Sylwana i kapitały synowej, na Cesię i jej męża, na Wacława, na wszystko, do czego jakikolwiek dawał się przyczepić rachuneczek, a postanowił starym trybem ogromnie miną nadrabiać.
Rozpuszczał już wieści, każdemu pod największym zwierzając się sekretem, że Cesia wychodzi za Farureja, który mu zarząd całej swej fortuny i interesów ma powierzyć, nie czując się do nich zdatnym; że Sylwan żeni się z kuzynką książąt Schwarzenbergów, po której bierze miljon reńskich w samych klejnotach, nie licząc ogromnych dóbr w Czechach i t. p. Ludzie zawsze są łatwowierni i, powiedziawszy sobie, że w każdem kłamstwie jest prawdy choć trochę, zaczynali znowu potrosze być cierpliwi, rachując na wielkie nadzieje hrabiego.


Porankiem zimowym, jasnym i łagodnym powóz Wacława stanął przed dworem w Wulce, miał on zawieźć młodą parę do kościołka w Smolewie, gdzie ich już z błogosławieństwem czekał wikary. Był to dzień powszedni, nie spodziewano się nikogo w miasteczku, prócz kilku ciekawych i dziadów, co u drzwi siadywali, a narzeczonym jedna towarzyszyła Brzozosia.
Dla niej to była uroczystość prawdziwa: krzątała się noc całą, łajała cały ranek, ludziom nie dała zmrużyć oka, narzekała, śmiała się, płakała, klaskała w dłonie, kiedy niekiedy westchnęła za duszę rotmistrza, ale raz go już pogrzebawszy i otarłszy szczere