kilku ubogich, kilku mieszczan miało być świadkami obrzędu.
Choć szczerze się modląc, panna ciwunówna wzdychała serdecznie i uraza do nieboszczyka rotmistrza, któremu w duchu robiła wymówki, przerywała jej modlitwę.
— Tfu, maro! — mówiła w sobie — ani się pozbyć tych myśli. Królowo Niebieska! Gdyby był, Panie świeć nad jego duszą, nieboszczyk nie dziwaczył, byłoby przynajmniej wesele się odbyło po ludzku... A to... witaj Pani świata... A to po niemiecku: cicho, bez żadnej gali, jakgdyby nas na to nie stało... Zdrowaś Marja... Zdrowaś Marja... ani gości, ani obiadu, ani muzyki: co to za wesele?... nowomodne, farmazońskie jakieś... Panie odpuść... Witaj Królowo... Jeszczem takiego wesela nie widziała... i w żałobie... No! cóż robić, cóż robić?
Panna ciwunówna poczęła szeptać szybko pacierze, ażeby przemóc w sobie chętkę do gderania; ale nie było na nią hamulca, i Bóg wie, jak się tam modliła, choć pewnie Bóg przyjął i taką poczciwego serca prośbę. W zakrystji podpisywano księgi, a po mszy świętej białą stułą związał wikary nowożeńców, krótką i czułą przemową polecając w imieniu rotmistrza sierotę opiece temu, który się już zwał jej mężem.
Niedługo zabawiwszy w Smolewie, bo Brzozosia nigdzie nie lubiła się zatrzymywać i zawsze niepokoiła się z podróżą i z powrotem, państwo młodzi siedli do powozu. Wacław coś szepnął do ucha woźnicy i konie żwawo ku Wulce pobiegły. Nie było umowy, dokąd jechać mieli, Brzozosia nawet w Wulce wystąpiła była z obiadem, ale Wacław kazał zawrócić wprost do Palnika, przez tych kilka tygodni dom urządziwszy na przyjęcie Frani. Słowa o tem nie mówił, bo chciał smutek jej miłą przerwać niespodzianką. Ciwunówna, której szło o zadysponowany chróst i mus, o polędwicę, kupioną umyślnie, i zupę z winem, bardzo się zafrasowała, gdy zobaczyła, że ich wiozą do Palnika.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/442
Ta strona została skorygowana.