Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/446

Ta strona została skorygowana.

ramionami na zimowe szparagi, lodów się zlękła i jeść ich nie mogła, a koniec końcem powiedziała sobie w duchu, że lepszaby była w Wulce polędwica.


Spójrzmy teraz na tych, którychśmy zostawili w Warszawie. Wyjazd Wacława, tak nagły i niespodziewany, Cesia przyjęła zachmurzona, ruszając ramionami i gniewając się pocichu na Sylwana, którego intrydze go przypisywała. Sylwan był mu rad i nie taił się z tem, choć go nie rozumiał, żałował tylko, że na wyjezdnem jeszcze pieniędzy nie dopożyczył. Baron dowiedział się o zniknieniu nowego znajomego ze smutkiem widocznym, a córka jego przez kilka dni całkiem się nie pokazywała. Pomimo nader małych dotychczasowych swych postępów, Sylwan nie zrażał się wcale i, naprzekór ojcu może, może zakochany i ślepy, wszelkiemi siłami garnął się tam, gdzie go chłodno i obojętnie przyjmowano. Raz tylko cokolwiek dłużej i szczerzej rozmówił się z nim baron, ale rozpytując go o Wacława.
Aby mu wszelką odebrać nadzieję, Sylwan kłamać nie potrzebował. Opowiedział o stanie majątkowym zbogaconego tak niespodzianie kuzynka, o jego charakterze, o przywiązaniu dla Frani i zakończył, przepowiadając bliskie jego ożenienie. Baron słuchał z uwagą, smutny, milczący, zamyślony i zapewne z wieściami temi wybiegł zaraz, pożegnawszy Sylwana, do córki.
Po kilku dniach ukazała się nareszcie piękna Ewelina w salonie zmieniona, blada, rozdrażniona, tak że najmniejszy niespodziany szelest wstrząsał nią jak liściem osiny i gorzej niż kiedy przyjęła nadskakującego jej Sylwana. Nadszedł był właśnie list od hrabiego, oznajmiający o ożenieniu Wacława, i nowina ta była przedmiotem rozmowy, bo Sylwanowi pilno ją było oznajmić. Ewelina, zaledwie usłyszawszy o tem, wybiegła z salonu i już nie wróciła do gości;