Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/450

Ta strona została skorygowana.

re serca uczucie zawsze sobie wysługuje choć litość: ja i tej doczekać się nie mogę.
Ewelina spojrzała na niego prawie z pogardą, uśmiechnęła się ironicznie.
— O litość najłatwiej, — odpowiedziała — ale litość to zupa rumfordzka: trochę ogrzewa, a wcale nie karmi.
— Ja to wiem najlepiej — rzekł Sylwan, spuszczając oczy.
Rozmowa nie szła i, choć na drodze uczuciowej, nie obiecywała doprowadzić do celu, potrzeba było śmielszy krok zrobić, na który się hrabia odważył.
Wstał z krzesła i w postawie pokornej, której nigdy nie przybierał, zbliżył się do baronówny:
— Pani, — rzekł nieśmiało, niby przyciskając kapelusz do piersi — chciej mnie chwilę posłuchać. Od pierwszego wejrzenia...
— Zakochałeś się pan we mnie — dokończyła zimno Ewelina — i... przychodzisz do mnie z oświadczeniem! Wszak tak?
Sylwan się zmieszał.
— Pani żartujesz nielitościwie.
— Ja? nie, wcale. Pan jesteś nielitościwy! Widzisz, jaki mnie smutek pożera, jak obojętnie na świat i życie patrzę, i przychodzisz, żądając ode mnie szczęścia, serca, miłości, których dać nie mogę. Życie moje niedługie, — dodała po przestanku, kryjąc dwie łzy, które się z powiek wymknęły — całe okryte żałobą i wspomnieniem niezatartem, obojętno mi, z kim i jak je spędzę. Chceszże pan kobiety, która cię kochać nie będzie, która ci zapowiada obojętność, która ci łzy, zamiast uśmiechu, przynosi w posagu?!
— Czas jest wielkim lekarzem boleści serdecznych, czemużbym się nie mógł spodziewać, że będzie sprzymierzeńcem moim, że we dwóch uratujemy cię, pani.
— Spodziewaj się, hrabio, jeśli ci to dogodne, ale ja ci nie daję tej nadziei. Kochałam raz w życiu i uczucie to przeżyło najstraszniejsze próby: miałam