Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/452

Ta strona została skorygowana.

Chociaż wielu liczył przyjaciół, z którymi codziennie był razem i po pijanemu się ściskał serdecznie, Sylwan, rozpatrując się w ich gronie, nikogo nie znalazł, z kimby się mógł naradzić, a niepewność ogarniała go tem większa, im położenie jego było dziwniejsze i mniej zwyczajne. Myślał, dumał, rozważał, ale że przedewszystkiem chodziło mu o dopięcie celu, zaspokojenie miłości własnej i pochwycenie spodziewanych miljonów, łatwo było przewidzieć, do czego namysły doprowadzić go miały.


Cesia, powróciwszy z Warszawy w najzłośliwszym humorze, gniewna na Wacława i na świat cały, nie była dosyć panią siebie, żeby tę zmianę pokryć uśmiechem i obojętnością. Twarz jej nawet wybladła, usta gniewnie ściśnięte, wzrok chmurny wypowiadały, co się w rozdrażnionem sercu działo. Bała się zobaczyć Wacława, żeby nie poznał po niej, jak zażarcie go nienawidziła, jakiem pragnieniem zemsty pałała ku niemu, ku Frani, ku wszystkim, co jej stali na drodze.
Naturalnie najwięcej ucierpiał na tem biedny stary konkurent, marszałek Farurej, dla którego Cesia zmieniła się zupełnie, wróciwszy z Warszawy. Musiała na kogoś gniew swój wylać i obrała go, jako ofiarę.
Przybyły raz pierwszy w najróżowszym humorze, w najsłodszych nadziejach, z pamięcią ostatnich w Denderowie chwil przy Cesi spędzonych, stary zalotnik zastał swoją narzeczoną kwaśną, kapryśną, szyderską i nielitościwą. Zdumiał się, przypisując to przypadkowi, zniósł z pokorą człowieka, który oszczędza ostatniej deski wybawienia, czepiając się jej z rozpaczą; ale po drugiej i trzeciej bytności w Denderowie, nieustannie wyszydzany, stawszy się pośmiewiskiem dziewczyny i przedmiotem jej przycinków, począł się wreszcie namyślać: czy ożenienie z kobietą tak dziwaczną i mało mającą serca może co,