Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/457

Ta strona została skorygowana.

— Hrabiego Wacława z Palnika? Słyszałem, ale nie znam.
— Tem lepiej, tem lepiej. Nie możesz sobie do niego jakiego interesu wymyśleć, żebyś tam u niego był?
— Mogę, mogę! Chce, słyszę, kupić koni: wziąłem stado w remanencie w Mazowcu; sąd kazał je sprzedać za niedoimkę, na kupno nasienia, to mu się z chabetami nastręczę.
— Dobrze, dobrze; pewien jestem, że sobie dasz radę. Jest taka rzecz, że po żonie ma na mnie dwakroć sto tysięcy, awizowali mnie do wypłaty w kontrakta. Mam tam wioskę Ciemiernę, między Wulką po Kurdeszu a Palnikiem Wacława, któraby im zaokrągliła ich mająteczek. Potrzebna im koniecznie; wieś doskonała, niechby to w tych dwóchkroć sobie brali choć z moją stratą, bo im dobrze życzę. Ale to, kochany Moręgosiu, nie wyobrażasz sobie, jak ten Wacław w interesach ospały i tępy, przeraża mnie jego przyszłość, o nic nie dba, traci, na niczem się nie zna! Sam już muszę pracować, aby go dźwignąć. Ot, i tu, potrzeba, żeby ktoś go podpędził, rozruszał, namówił, odmalował mu konieczność tego nabycia, mnie samemu delikatność nie pozwala.
— A dlaczego, panie hrabio? — rzekł, zrozumiawszy rzecz, pan Józefat. — Ja to potrafię.
— Byłem pewny.
— I podejmę się chętnie.
— Dziękuję ci, mój drogi, dziękuję. Dla mnie to, klnę ci się, ze stratą, ale nie mogę patrzeć na tego nieboraka nic nie pojmującego swoich interesów, chciałbym mu dopomóc i nie życzę sobie żadnych z tego zysków, byle jemu zaokrąglić majątek. Bez Ciemiernej niema tam gospodarstwa.
Wpadłszy na tor, hrabia wyuczył swego pomocnika, co i jak miał mówić, dał mu instrukcję doskonałą i do Palnika wyprawił.