Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/464

Ta strona została skorygowana.

Farurej — ale czemu mi hrabia wprzód o tem nie wspomniałeś?
— Sam nie wiem, dlaczegom wprzódy nie pytał; nie sądziłem, żebyś marszałek wiedział co o nich. Ale cóż to jest? mów, zlituj się, nie trzymaj w dręczącej niepewności. Herb moich naddziadów ma li być splamiony? Poślę sztafetę, polecę sam, może go uratuję, rozerwę.
— Chcesz pan hrabia całej prawdy, winienem ci ją i nic nie zataję, — kłaniając się grzecznie, rzekł stary. — Ale ja wiem niewiele, nie wiem nic pewnego. To, co wiem, obowiązany jestem powiedzieć przyszłemu teściowi i szacunkowi, jaki mam dla familji hrabiego.
— Mówże, kochany marszałku, mów, a rąb mi szczerze — przerwał hrabia, którego oczy iskrzyły się niepokojem i gniewem. — Widzę, że Sylwan się uplątał, a jam go przestrzegał, a jam mu przepowiadał, ja czułem, że to coś podejrzanego, że ten baron Żydem trąci.
— O baronie Hormeyerze zasłyszałem raz pierwszy w Wiedniu, — odezwał się powoli Farurej — był naówczas jakimś urzędnikiem przy dworze i otrzymał był tytuł barona za szczególną protekcją. Skąd pochodził? nikt nie wiedział, to pewna, że długi czas trudnił się dostarczaniem drogich kamieni dla dworu austrjackiego.
— Jubiler! — krzyknął hrabia, bijąc w ręce.
— Coś takiego, coś takiego, — rzekł Farurej — jeździł po Europie, skupował kosztowne kamienie, a że się na nich znał doskonale, wiele też podobno na nich zarabiał. Aleby był tem baronostwa nie doszedł.
— A czemże go się dorobił? — zawołał hrabia — ten Żyd przeklęty!
— Wszak nie mówiłem, że był Żydem? — zapytał Farurej — bo to mogą być plotki.
— Ale te plotki istniały? — zapytał Dendera w rozpaczy.