Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/472

Ta strona została skorygowana.

drzwi zatrzaskując za sobą. Farurej, trochę zmieszany, wziął kapelusz i wyszedł pożegnać hrabiego.
Potrzeba było i z nim pomówić i jemu zwrócić dane słowo. Trudności swojego położenia nie skrywał przed sobą Farurej; ale to było nieuchronnem: powlókł się więc z posępną twarzą i, nie chcąc odwlekać długo, przybierać się powolnie, woląc odrazu zerwać maskę, przemówił do wcale nieprzygotowanego na ten cios Dendery:
— Panie hrabio! ze smutkiem mi przychodzi wyrzec się chlubnych nadziei ściślejszego połączenia z twoim domem. Panna Cecylja, jakem to już postrzegał oddawna, nie może przywyknąć do mnie: wieki nasze są niestosowne; ja się trochę starzeję.
Zaskoczony tak nagle Dendera spojrzał dziko i zawołał:
— Pozwól sobie powiedzieć, mości marszałku, że ci trochę za późno przyszły te refleksje.
— Owszem, bardzo jeszcze w porę, by pięknej hrabiance nie zawiązywać losu. Zwróciłem już jej dane mi słowo, przyjęła je, uwolniła wzajemnie; rozstaliśmy się bez łzy i żalu.
— Jakto? jakto? ale cóż to się stało? co mogło być powodem? Jakieś chwilowe nieporozumienie?
— Nie, hrabio. Czekałem długo, rozważałem bacznie, uwodziłem się nadzieją doostatka; nareszcie trzeba się było poddać oczywistości: przekonaliśmy się wzajemnie, żeśmy niestosowni dla siebie.
— Ale, panie marszałku, ja na to nie dozwolę. To się tak zrywać nie może, to z ujmą dla domu mojego.
Farurej, uśmiechając się, ruszył ramionami.
— To być musi, kiedy jest; rzecz skończona.
— Ja na to nie pozwolę! ja na to nie pozwolę! Ja poszukiwać będę!
— Jak? — spytał zimno Farurej. — Nie widzę, cobyś pan mógł poradzić?
— Moja córka jest tem skompromitowana: cały świat wie o jej zaręczynach. Tak się to zerwać nie może.