Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/477

Ta strona została skorygowana.

coby ją zastąpić mogło. Sylwan więcej był gniewny, niż smutny: głównie chodziło mu o siebie, o swój los, związany z tą kobietą bezprzytomną, która nie była mu żoną, a zagradzała przyszłość. Bez wiary, uczucia, bez prawdziwej miłości, nie znajdował pociechy w niczem, prócz brudnych szałów, któremi się durzył umyślnie, pragnąc stracić pamięć i przytomność. Próbował już kilka razy opamiętać Ewelinę, przekonać ją, że był jej mężem, że wszystko, o czem marzyła, było tylko złudzeniem; ale ta, śmiejąc się i żartując, odpychała go od siebie, biorąc to tylko za jakąś igraszkę.
W takim stanie wyjechali do Denderowa: baron, córka jego i utrapiony Sylwan, który przewidywał burzę, jaka go od ojca spotkać miała. Ewelina w ciągu podróży była jak najweselsza: cieszyła się nią, mówiła ciągle o mężu i, z dziwną przytomnością i czynnością rozporządzając wszystkiem, przedstawiała ojcu najstraszniejszy obraz szczęścia, opartego na najzupełniejszem obłąkaniu. Nigdy jeszcze tak piękną, tak zdrową, tak wesołą, tak w drobnych rzeczach jasno i rozumnie sądzącą, tak czułą dla siebie, tak ujmującą dobrocią dla wszystkich, nie widział jej baron; nigdy też bardziej nie zakrwawiło się serce jego jak dzisiaj.
Ten stan widocznie, przedłużając się, utrwalając, stając się niejako normalnym i w ciągu swoim logicznym, nie robił najmniejszej uzdrowienia nadziei.
Z ostatniej stacji Sylwan za posłańcem sam pośpieszył przodem do ojca, aby go uprzedzić o swojem nieszczęściu i, o ile możności, złagodzić wybuch jego gniewu. Ze strachem wszedł do pokoju, po którym się hrabia najspokojniej przechadzał.
Widzieliśmy dziwny ów stosunek, jaki ojca łączył z synem: Sylwan przywykły był obchodzić się z hrabią jak z dobrym koleżką, jak z rówieśnikiem mało co od siebie starszym, a na zupełnie jednych prawach w społeczności żyjącym. Hrabia wybuchał czasami po