może spodziewał być na wieczorze w Denderowie, i przeniosę go z sobą do bliskiego powiatowego miasteczka, do lichej izdebki, pomalowanej w kraty żółte na tle niebieskiem, w której stoliczek czerwono bejcowany, łóżko pełne słomy i siana powygniatanego, dwa stołki i parawanik płócienny, nie licząc na ścianach „Zimy“ i „Ognia“ rylca owego sławnego Borowskiego, który tyle dla ścian karczemnych pracował, całą są zastawą i ozdobą.
Ale powieść jest jak życie: przechodzim w niej najróżniejsze koleje, migają zdumionym oczom najsprzeczniejsze obrazy, z pałacu musimy przeskakiwać do karczmy i od hrabiów do hałastry. W opisanej izdebce, której atmosfera przejęta była wyziewem przykrym przepalonego pieca, mającego zagasić swąd kadzidła i szkaradnego tytuniu, siedzieli przy stoliczku na krzesłach i łóżku trzej mężczyźni, śniadający dwoma śledziami z cebulą, butelką wódki, bułką i jakąś żydowską w obrzydliwym sosie pływającą potrawą bez nazwiska. Znać było ludzi, wcale w doborze środków nie wybierających, niewymyślnych i nie dbających ani o czystość, ani o elegancję. Jeden talerz służył im wybornie na troje, jeden widelec spełniał troistą także posługę: nie było serwetki na stoliku, a zastawa pochodziła od gospodyni Żydówki. Pomimo to humor trzech śniadających panów był jak najwyśmienitszy: śmieli się do rozpuku, nie zważając, że ich śmieciły i rozmowę z drugiej izby sąsiedniej, drzwiami tylko nieszczelnemi, na haczyk krzywy zapiętemi, oddzielonej jako tako, słyszeć było można doskonale. U drzwi stał w kożuszku służący, uśmiechający się z pańskich konceptów, Żydek myszures i wcale ładna Żydóweczka, grzejąca się przy piecu.
Dwóch z tych panów dawniej już znamy: są to niegdy rządca w Denderowie Smoliński i Moręgowski, ów wzorowy administrator; trzeciego witamy po raz pierwszy. Ten trzeci, który siedział na łóżku i zajmował najwygodniejsze miejsce, a głosem i śmiechem towarzystwu przewodził, był ogromnego wzrostu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/481
Ta strona została skorygowana.