Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

Była to sama jedna Cesia, którą ciekawość, rozdrażnienie, może inne jakie uczucie, w głębi serca utajone, przywiodło wreszcie do Palnika, pod pozorem odwiedzenia państwa młodych. Widok tego tak do niepoznania przekształconego domku, świeżego, pięknego, smakownego, wywołał w niej zaraz uczucie zazdrości.
— I wszystko to — rzekła w duchu — dla jednej takiej Frani, która tego ani użyć, ani ocenić nie potrafi. Doprawdy Wacław jest śmieszny! Co też on tu porobił!
Zdziwienie większe opanowało ją jeszcze, gdy weszła do środka i zobaczyła ten przepych, pełen artystycznego wykończenia, którego wyobrażenia nie miała. W Denderowie wszystko było wspaniałe, kosztowne, bijące w oczy. Tu największy komfort łączył się z nieporównanym w wyborze smakiem, barwy były doskonale dobrane, wszystko jednoczyło się w udatną całość, zewsząd patrzała sztuka, z poza której nie widać już było tandety i rzemiosła. Cesia oceniła łatwo smak, z jakim domek w Palniku był urządzony i poczuła, że taki kątek milutki piękniejszy był od udawanego denderowskiego przepychu. Zamiast olbrzymiego zwierciadła w złoconych ramach, odbijającego nagą ścianę, wisiały tu śliczne, pełne myśli obrazy. Zamiast serwisów, porcelany i japońskich brzuchatych naczyń lub chińskich bałwanków, śliczne statuetki i grupy bronzowe.
— A! dobrze to być bogatym jak on! — zawołała do siebie. — Szczęśliwa ta Frania, ale czyż ona to czuje, pojmuje, rozumie?
Myliła się Cesia, sądząc, że jej niedostateczne wykształcenie dawało prawo do silniejszego lub trafniejszego uczucia sztuki. Ona bawiła się nią, jak cackiem kosztownem; naiwna i poczciwa Frania pojmowała sercem i odgadywała lepiej myśl, która ożywiała utwory artystów. Nieraz Wacław podziwiał, jak z tej dziewiczej duszy prostego dziecięcia wioski trysnął żywy promień pojęcia, jak, nic nie znając, wszystko