Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/510

Ta strona została skorygowana.

co wyszukaj: dam ci porękawiczne po rublu z duszy; a prędko, a gładko.
Smoliński się ukłonił, obietnica dobiła go.
— Ja zaraz szperać pocznę, czy się co nie trafi — rzekł. — Ale, ale... — zająknął się.
— No, co tam za „ale“.
— Już kiedy tak, to się taić nie będę.
— A cóż tam za tajemnicę masz zanadrą?
— Pan hrabia znasz Słodkiewicza? — rzekł po przestanku eks-rządca.
— Znam go trochę.
— Nie wiem, co on tam ma do hrabiego.
Dendera śmiać się zaczął.
— Co ma, to ma: mnie to wiedzieć. A cóż?
— Ten łotra kawał spiknął się na pana hrabiego.
— On! jak?
— Wszak on długi nabywa na Denderowie i przysiągł, że do licytacji doprowadzi!
Hrabia pobladł.
— Długi na Denderowie! — zawołał. — Ja płacę każdemu, kto zażąda! Mam w kasie sto tysięcy, na kontrakta Wacław mi dał weksel do swego bankiera bez ograniczenia: któż śmie zbywać moje długi!
— Wszyscy je zbywają...
Hrabia zmieszał się jeszcze bardziej.
— Jakto, już nabył?
— Przeszło półtorakroć: dziś pojechali do Palnika.
— Co? do Wacława?
— Tak jest i te dwakroć chce kupić.
— To rzecz skończona: dałem mu Ciemiernę.
— W dwóchkroć? — spytał Smoliński, uśmiechając się.
— A co myślisz: wziął w dwóchkroć i jeszcze podziękował! Głupi! kapitalnie głupi: trzeba tylko wiedzieć, jak z nim gadać!
— Jak Boga kocham, — zawołał eks-rządca — z hrabią niema co się borykać! Sto razy było kuso, zawsze JW. pan staniesz na nogi!
Dendera uderzył się w czoło.