Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/514

Ta strona została skorygowana.

się zdawać mogło, że wspomina o Sylwanie. Zresztą Cesia i hrabina tak jej słowa tłumaczyły, że nikt w nich nie widział nic niezrozumiałego i nie domyślano się, co to szczęście kryło w sobie łez i przekleństw, strapień i goryczy. Młodzi ludzie zazdrościli Sylwanowi tak pięknej i bogatej żony; unoszono się nad jej wychowaniem i wybornym wielkiego świata układem: nikt nie posądził, że cały ten obraz był kłamany!
Sylwan grał komedję, jak drudzy: wstydził się, że został oszukanym i musiał szczęśliwego udawać, tak jak Cesia rozpowiadała, że dopiero się uczuła swobodna, gdy się Farureja pozbyła, tak jak stary hrabia kupował majątki.
Ale gdy się rozeszli z salonu, gdy oczy obcych nie ciężyły nad nimi, ileż to łez gorzkich wylało każde z nich, przeklinając los, gdy siebie tylko przeklinać było powinno! Żaden związek serdeczny nie łączył ich z sobą, żadne z nich nie podzieliło się wywnętrzeniem przed drugiem: każdy dźwigał swój ciężar samotnie. Sylwan, zobojętniały dla żony, którą gdy się nią chwalić nie było potrzeba, opuszczali wszyscy w jej pustych pokojach na górze, poruczając ją staraniu sług i jedynej towarzyszki, która jej nie odstępowała; Cesia chodziła czasem śmiać się z obłąkanej, potakiwać jej lub rozdrażniać ją; stary widywać jej nie chciał, matka niecierpiała. Mąż większą część czasu spędzał na zabawach w sąsiedztwie, na polowaniach, hulance, umizgach lub na sofie w swoim pokoju, drzemiąc i paląc cygaro.
Jedno o drugiem niewiele wiedziało i syn o sprawy ojca, ojciec się o czynności syna nie troszczył. Spotykali się zimno, rozstawali obojętnie, ani usiłując wybadać, co komu ciężyło, ani myśląc dopomóc. Ruina wisiała nad Denderowem, a Sylwan pojęcia nie miał, co im groziło. Wychowany w kłamstwie i fałszu, uwierzył, że był wielkim panem i żył stosownie do tego; trochę pieniędzy, zachwyconych u Hormeyera,