Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/515

Ta strona została skorygowana.

zrobiły mu kredyt, ciągnął więc nim, nie frasując się o jutro.
Nadeszły nareszcie kontrakty. Hrabia rozmyślał długo, czy zachorować, czy nie, co robić? Nie chciało mu się leżeć w łóżku, nie pojechał więc, nie posłał nikogo i został w domu, urągając się burzy. Prawda, że dziś ciężko się było od niej wywinąć, bo niemal z jednym Słodkiewiczem pozostawało do czynienia: tak się bowiem uwinął, że prawie wszystkie hrabiowskie długi miał w kieszeni.
— Niechże pozywa, — rzekł sobie hrabia — kiedy wojna to wojna, wyrabiać się będę. Rok potrwa proces, mogę krzyczeć, zapłacę; przeciągnę i będzie mądry, jeśli za lat trzy licytacji doczeka się. A tymczasem i ho, ho! tymczasem osioł, król albo ja umrę!
Mówił to, ale znać było, że został przywiedziony do ostateczności: on, co dotąd kazał się prosić o przyjęcie pieniędzy, tak na nie polować umiał, teraz musiał uciekać się do wybiegów, pieniać po sądach i przyznać się prawie do niewypłacalności. Tłumaczył się, ale już nie tak gładko.
— Wielka rzecz podstępem kogo zgubić! Gdyby w banku angielskim zażądano razem brzęczącej monety za wszystkie jego weksle, musiałby zbankrutować! To spisek niegodny! Zresztą miło mi, że, prześladowany, czyste przynajmniej zachowałem sumienie!
To mówiąc, uderzał się w piersi z ruchem teatralnym. Interes ze Słodkiewiczem tę miał jeszcze dlań dobrą stronę, że, wymawiając się nim, mógł hrabia nie płacić nikomu.
— Gdyby nie ten człowiek, gdyby nie ten pieniacz, bądźcie panowie pewni, że zadośćbym uczynił zobowiązaniom: ten prześladowca zmusza mnie do zawieszenia wypłat; ale mu dowiodę fałszu, nielegalności i podstępu.
W takiej kaszy, której sobie nawarzył nieszczęśliwy Dendera, codzień krytyczniejszy widząc koniec, doczekał się powrotu barona Hormeyera. W nim był