baronówna, uśmiechnąwszy się, znikła, drzwi zamykając za sobą.
— I nad nią, nad tym aniołem ze złamanemi skrzydłami, nie mieli litości — szepnął baron. — O! zbójcy! — Obrócił się do hrabiego. — Rozpoczęliśmy targ, kończmyż go, — rzekł zimno — wieleście panowie stracili? Co kosztuje honor noszenia imienia waszego? ile za mieszkanie? co za jedzenie? wiele za doznany zawód? Zapłacę rachunek!
Dendera podumał.
— Mości panie, — rzekł — to są wyrazy, które zmyć będzie krwią potrzeba!
— Czem się panu hrabiemu podoba! O tem potem, a teraz, odjeżdżając, proszę o rachunek!
Hrabia się mieszał.
— To nie jest sposób traktowania z takim ludźmi, jak my! — zawołał. — Sylwan, jako teścia, szanować cię musi; ja, gospodarz domu, gościa w tobie widzę: inaczej, panie baronie!...
— Gościa! Z prawdziwie słowiańską przyjęliście mnie gościnnością — odezwał się baron, ciągle układając papiery. — Ale mnie czas jechać!
— Moja żona nie pojedzie, choćbym miał użyć w pomoc władzy sądowej.
— Nieradbym robić zgorszenia i przykrej awantury, — dodał hrabia — ale przestrzegam barona, że posłałem po urzędnika i protestować będzie.
— Mości panowie, — zniecierpliwiony wykrzyknął Hormeyer — ja nie mam czasu grać z wami scen jakichś: rozumiem, do czego to zmierza; rozpoczęliście targ, dobijcie go. Co chcecie? krótko i prędko!
— W ten sposób honor mój traktować nie dozwala! — rzekł hrabia. — Waćpan mnie obrażasz co chwila!
Baron się zżymnął.
— Panie hrabio, — rzekł, rozwijając papier — oto jest mój list rekomendacyjny do poselstwa naszego i do konsulów. Widzisz pan, jak silnie przemawiają za mną. Jesteśmy o mil kilka od jednego z reprezen-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/521
Ta strona została skorygowana.