Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/529

Ta strona została skorygowana.

wkońcu, że przyrzeczona panu hrabiemu czynność była niemożliwa, nielegalna, niepodobna. Wielkie pana sędziego związki, wszędzie przez najniższych i niepostrzeżenie działając, dopinały celu, gdy tymczasem Dendera ze swoją karetą i stosunkami nic na nie poradzić nie mógł.
Przyszło do tego, że Słodkiewicz dekret otrzymał, a następnie rozkaz do spełnienia go. Poczęto opisywać majątek, opisywano długo; zaskarżono opis, zrobiono go raz drugi: niestety! ogłoszono licytację! Tymczasem administracja, jako piorun, spadła na głowę hrabiemu, który został zmuszony oddalić się do miasta, bo mieszkać mu już w Denderowie nie było wolno. Jak skoro wielki ten krok dokonany został, nie było ratunku; hrabia postrzegł to sam i usiłował tylko wyratować z powodzi, co było można.
Wywieziono ruchomości, pozabierano kosztowne sprzęty, a resztką znaczenia hrabia, wciąż obiecujący sobie jakiegoś niespodzianego od Opatrzności dźwignienia, odkładał licytację, na którą ostrzyli zęby Słodkiewicz, a z nim cała tłuszcza podobnych ludzi, dzielących się zawczasu łupem po Denderach. Co kilka miesięcy odkładana, spełniła się przecież nareszcie sprzedaż z publicznego targu; ale ją hrabia zaskarżył i ponowić ją kazano.
Ostatecznie klucz Denderowski i dobra inne, oprócz mistycznych majętności w Galicji, posprzedawane zostały dość tanio. Główne fundusze z kilku wioskami wziął Słodkiewicz, parę wsi zahaczył Smoliński, a jedna dostała się Moręgowskiemu. Wacław, namówiony przez hrabiego, żeby majętności te okupił, nie stanął do licytacji, obawiając się posądzenia o jakąś zmowę. Po spłaceniu wszystkich długów, zostało Denderom jeszcze do trzydziestu tysięcy rubli srebrnych na całą rodzinę i na dłużki żydowskie, prywatne lub nieposzukiwane. Było to mniej niż nic. Hrabia mówił o wyjeździe do Galicji, ale osiadłszy w miasteczku, codzień się wybierając w tę podróż, codzień ją odkładając, nie doprowadził nigdy do skutku.