Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/532

Ta strona została skorygowana.

namiętnością, a po kilku leciech prawie sposobem do życia. Wyjechał z resztką powozów, koni, sług, sprzętów i grosza do większego miasta i tam zamieszkał, otwierając dom kawalerski, ale na stopie bardzo wykwintnej. Codziennie zbierali się u niego tłumnie ludzie najróżniejszych stanów: próżniacy, zbijacze bruków, a czasem biedni niewolnicy namiętności do gry. Grano od południa do ranka na sześciu, czasem dziesięciu stolikach, a w ten sposób sam dochód z kart, które do służących nie należały, dom utrzymywał i na tę wystawę wystarczał.
Oprócz tego Sylwan grał szczęśliwie, ostrożnie, umiejętnie i prawie zawsze wygrywał. Gra porobiła mu niezliczone stosunki: kogoż karty nie zbliżą i nie zrównają w obliczu zielonego stolika? Bywali u niego ludzie najbardziej wyszarzani i najgorszej sławy; ale obok nich kto chciał swobodnie wieczór przepędzić z cygarem w ustach, bez fraka, napić się dobrze i najeść smacznie, ciągnął do Sylwana.
Z największym talentem młody hrabia utrzymywał się na tem śliskiem stanowisku, które jeden tylko krok dzielił od szulerni. Pozostał hrabią i wielkim panem, obyczajem, tonem, sposobem życia, na który cudownie jakoś wystarczało: prawda, że niekiedy z młodych, bogatych, poprzyjaźniwszy się z nimi, z nieporównaną zręcznością korzystać umiał.
Zagadkowa ta egzystencja bez jutra wydawała się spokojnym portem: tak Sylwan wyuczył się jej i stał się panem położenia swego. Przyjmowano go we wszystkich domach, oddawano wizyty, chodzono na obiady i zapraszano; a że istotnie, choć trochę dumny i szyderski, był to człowiek dobrego wychowania i zręczny, w towarzystwie często był pożądany. Dawne nawet owe szermierstwa i popisy, które w Denderowie z ojcem odbywał, stając jako reprezentant postępu przeciw przedstawicielowi starego świata, przydały się w nowem życiu. Sylwan, z miną, obyczajami, próżniactwem i nałogami zbytku pańskiemi, w ustach